W Australii ma miejsce dziwne zjawisko. Ogień nie gaśnie od 6 tysięcy lat

Australia może się poszczycić niezwykłą zagadką geologiczną. Tysiące lat temu na tym kontynencie zapłonęło wnętrze góry i pali się do dzisiaj. Naukowcy nadal nie potrafią do końca wytłumaczyć, w jaki sposób do tego doszło.

W XVIII wieku podczas jednej z ekspedycji mających na celu zbadanie obszarów Australii naukowcy natknęli się na niezwykłą górę. Początkowo myśleli, że odkryli aktywny wulkan, gdyż wydobywał się z niej dym. Jednakże jego pochodzenie okazało się zupełnie inne i niespodziewane. Góra została nazwana Burning Mountain (ang. Płonąca Góra), z kolei w języku lokalnego ludu Wonaruah, góra nazywa się Wingen (dosł. ogień).

W trakcie późniejszych badań prawda wyszła na jaw — dym wydobywa się spod ziemi, gdzie palą się pokłady węgla. Naukowcy twierdzą, że jest to miejsce najstarszego na świecie znanego pożaru tego surowca — ma się on palić od około 6000 lat. Chociaż niektórzy specjaliści twierdzą, że może być on jeszcze starszy.

Reklama

Ogień zlokalizowany jest około 30 metrów pod ziemią - nie można go bezpośrednio zobaczyć, ani określić jego dokładnych rozmiarów, lecz można zauważyć dym wydobywający się wprost z gleby. Jak mówił w 2022 roku prof. Guillermo Rein z Imperial College London w Wielkiej Brytanii dla ScienceAlert: - Nikt nie zna wielkości pożaru pod Płonącą Górą, można go tylko wywnioskować. Prawdopodobnie jest to kula o średnicy około 5 do 10 metrów, osiągająca temperaturę 1000 stopni Celsjusza.

Pożar stale zasilany jest przez złoża węgla, które znajdują się pod górą. Jak oszacowali naukowcy, płomień (żar) wkracza w coraz to niższe pokłady z prędkością około jednego metra rocznie. Z kolei wiek pożaru jest szacowany na podstawie tempa spalania węgla oraz na podstawie ścieżki pożaru, która rozciąga się na aż 6,5 km.

Specjaliści nie są zgodni do tego, w jaki sposób w ogóle doszło do zapłonu. Obecnie najpowszechniej akceptowaną hipotezą jest to, że pożar rozpoczął się wskutek uderzenia pioruna w wychodnię złóż węgla, lub pożar buszu (wywołany także przez piorun) dotarł do tego szczególnego miejsca.

Z kolei według legend Aborygenów "zapłon góry" miał miejsce, gdy pewnego dnia członek lokalnego plemienia rozpalał ogień na jej zboczu. Nagle spod ziemi miał ukazać się Ten Zły, który porwał go w głąb góry. Mężczyzna nie mogąc uciec, użył pochwyconej w ostatniej chwili i żarzącej się gałęzi z paleniska i podpalił od środka całą górę. Dym miał ostrzec innych przed zagrożeniem.

Co ciekawe żar, który tli się w środku góry, spowodował, że w promieniu 50 metrów od jego centrum nie rośnie żadna roślina, ziemia jest całkowicie "goła". Prof. Rein zauważa jednocześnie, że tego typu miejsca notowane są m.in. w USA, Chinach, czy w Indiach. Przykładem może być podziemny pożar w kopalni węgla Centralia w Pensylwanii, gdzie został on przypadkowo wywołany w 1962 roku. Płomień, mimo licznych prób ugaszenia, nadal trawi pokłady węgla - według szacunków ma to robić jeszcze przez kolejnych 250 lat.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: geologia | Australia | Węgiel | przyroda
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy