Ile prądu zużywają świąteczne lampki i czy duże dekoracje to wysoki rachunek?
Świąteczne lampki LED kuszą blaskiem i obietnicą magii, ale czy ich świąteczne zużycie prądu to tylko bajka? Nowoczesne LED-y potrafią pobierać nawet niemal 10 razy mniej energii niż tradycyjne żarówki, a ich koszt może być mniejszy niż paczka cukierków.

Święta zaczynają się dziś nie od pierwszej gwiazdki, kolędy, ale od pierwszych lampek. Jeszcze nie ma karpia w lodówce, jeszcze nie ma barszczu na zakwasie, a już migoczą balkony, parapety i ogródki. Jedni ograniczają się do symbolicznej choinki w salonie, inni zamieniają dom w prywatną wersję jarmarku bożonarodzeniowego. I wtedy może pojawić się pytanie: czy ten cały blask nie odbije się czkawką na rachunku za prąd?
To pytanie wraca co roku, szczególnie odkąd ceny energii stały się tematem codziennych rozmów. Bo o ile choinka bez lampek wygląda dość smutno, o tyle wizja styczniowego rachunku potrafi skutecznie ostudzić zapał nawet największych miłośników świątecznych dekoracji. Warto więc oddzielić obawy od faktów i policzyć, zamiast zgadywać.
Ile prądu naprawdę zużywają świąteczne lampki?
Na szczęście matematyka w tym przypadku jest prostsza niż składanie stojaka pod choinkę. Zużycie energii to moc urządzenia pomnożona przez czas pracy. W praktyce oznacza to, że jeśli wiemy, ile watów pobierają lampki i jak długo świecą, możemy w kilka chwil oszacować koszt. Nawet w głowie, bez kalkulatora (choć dla pewności możesz nawet skorzystać z tego w smartfonie).
Nowoczesne lampki LED są tu prawdziwą rewolucją. Typowy łańcuch ze 100 diodami LED pobiera zwykle około 5-7 watów. To naprawdę niewiele, zwłaszcza gdy porówna się to z dawnymi zestawami żarówkowymi, które potrafiły pobierać kilkadziesiąt watów na jeden komplet. W praktyce oznacza to różnicę rzędu kilkunastu razy na korzyść LED-ów. Mniej prądu, mniej ciepła, dłuższa żywotność i mniejsze ryzyko awarii.
Dla porządku warto dodać cenę energii. Według danych Urzędu Regulacji Energetyki średnia cena jednej kilowatogodziny energii elektrycznej wraz z dystrybucją wynosiła około 0,83 zł ( to dane za 2024 rok, w tym trzeba będzie doliczyć 10-15 groszy). To oczywiście wartość orientacyjna, bo rzeczywiste stawki zależą od taryfy, umowy i sprzedawcy, ale do domowych obliczeń wystarczy.

Weźmy przykład z życia. Ile kosztują nas bożonarodzeniowe światełka?
Choinka w salonie, 100 lampek LED, do tego trzy girlandy na balkonie. Razem cztery zestawy po 100 diod. Jeśli przyjmiemy, że każdy z nich pobiera około 6 watów, łącznie daje to 24 waty mocy.
Lampki świecą przez pięć godzin dziennie, przez cały grudzień. Po przeliczeniu wychodzi 3,6 kilowatogodziny zużycia w skali miesiąca. Przy wspomnianej cenie energii oznacza to koszt niespełna trzech złotych. Trudno to nazwać finansową katastrofą. To raczej równowartość drobnych świątecznych przyjemności, które i tak znikają w ferworze zakupów.
Nawet jeśli ktoś wydłuży czas świecenia do sześciu czy siedmiu godzin, dołoży kolejne zestawy, albo zwyczajnie zapomni doliczyć tegorocznych podwyżek prądu... rachunek wciąż pozostanie dość niski. O ile mówimy o LED-ach. Właśnie dlatego eksperci od lat powtarzają, że największą oszczędnością jest sama technologia, a nie nerwowe gaszenie choinki co pół godziny.
Kiedy iluminacje faktycznie potrafią zaboleć?
Oczywiście są sytuacje, w których rachunek przestaje być symboliczny. Dotyczy to bardzo dużych instalacji, liczonych nie w setkach, ale w dziesiątkach tysięcy punktów świetlnych. Jeśli 50 tysięcy lampek pobiera średnio pół wata każda, całość daje moc rzędu 25 kilowatów. Godzina świecenia to wtedy ponad 20 zł, a miesiąc codziennego podświetlania przez kilka godzin może oznaczać rachunek liczony w tysiącach.
To jednak nie jest codzienność przeciętnego domu, tylko skala znana raczej z miejskich iluminacji albo prywatnych pokazów "na bogato" (a przynajmniej amerykańskich domów, które widzimy w filmach). Wniosek jest prosty. Kosmiczny rachunek nie wynika z samego faktu świecenia lampek, ale z ich liczby, mocy i czasu działania. Im większa instalacja i im dłużej świeci, tym szybciej licznik zaczyna kręcić się szybciej niż karuzela na jarmarku.
Jak świecić mądrze i bez wyrzutów sumienia?
W praktyce wystarczy kilka zdroworozsądkowych decyzji. LED-y to podstawa, bo są oszczędne, trwałe i nie nagrzewają się tak jak stare żarówki. Programatory czasowe pozwalają ustawić lampki tak, by świeciły wtedy, gdy ktoś faktycznie je widzi, a nie przez całą noc. To wygodne i skuteczne rozwiązanie, szczególnie przy dekoracjach zewnętrznych.
Jest też kwestia estetyki. Paradoksalnie mniej bardzo często znaczy lepiej. Dobrze rozmieszczone światło, ciepła barwa i kilka przemyślanych akcentów potrafią zrobić większe wrażenie niż tysiące migających punktów. A przy okazji zużywają mniej energii i są po prostu przyjemniejsze dla oka.

Dla większości z nas odpowiedź na pytanie o rachunek za prąd jest uspokajająca. Przy rozsądnym podejściu i lampkach LED świąteczny blask kosztuje naprawdę niewiele. Kilka złotych miesięcznie to cena, którą trudno uznać za wygórowaną w zamian za atmosferę, która raz w roku zamienia zwykły dom w coś bardziej przytulnego.











