Rewolucja w samolotach. Mogą pojawić się miejsca stojące
Linie lotnicze w nieodległej przyszłości mogą dokonać w samolotach pewnej rewolucji. Pod uwagę brane są miejsca stojące, które miałyby zastąpić dotychczasowe fotele. Skąd taki pomysł? Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, najpewniej są to pieniądze. I rzeczywiście, bo zyski płynące z takiego rozwiązania byłyby spore.

Samoloty pasażerskie, choć ciągle są udoskonalane, tak nie ma mowy o rewolucji, która dokonała się w ciągu ostatnich lat. Tymczasem linie lotnicze rozważają rozwiązanie, które z pewnością byłoby przełomowe w trakcie lotów. Choć trzeba przyznać, że pomysł budzi kontrowersje.
Miejsca stojące w samolotach zamiast foteli
Nowy pomysł, choć w rzeczywistości mający już swoje lata, biorą pod uwagę tanie linie pasażerskie. W tym przypadku chodzi o sposób przewożenia podróżnych. Rozważa się, aby w samolotach pojawiły się miejsca stojące. W ten sposób można byłoby zastąpić istniejące fotele, które zabierają dużo miejsca i w ten sposób ograniczają możliwości z zakresu liczby pasażerów.
Miejsca stojące dla samolotów kilka lat temu zaproponowali Włosi z Aviointeriors. Mowa o projekcie Skyrider 2.0 zaprezentowanym na Aircraft Interiors Expo 2018 w Hamburgu. W tym przypadku tradycyjne fotele zaproponowano zastąpić czymś, co z wyglądu przypomina siodełka. Rozwiązanie zajmuje mniej miejsca i w ten sposób w jednym samolocie można będzie przewieźć większą liczbę pasażerów (o 20 proc. więcej).
Takie samoloty chciał mieć Ryanair
Rozwiązanie zaproponowano już w 2018 r., ale na razie żadna linia lotnicza nie zdecydowała się na jego implementację. Tymczasem głos w tej sprawie zabrał influencer Oli London, który stwierdził, że taka opcja mogłaby pojawić się w samolotach już w przyszłym roku.
Warto dodać, że rozwiązanie brała pod uwagę swego czasu linia lotnicza Ryanair, która zrobiła to w 2010 r. Jednak ze względu na restrykcyjne przepisy z pomysłu zrezygnowano. Może jednak wrócić, bo chodzi o naprawdę duże zyski.
Tego typu miejsca stojące są w stanie zwiększyć możliwości samolotu, a to oczywiście przełożyłoby się na większe zyski, a nawet tańsze bilety, co niegdyś zasugerował Michael O'Leary z Ryanaira. Nawet jeśli rozwiązanie zostanie w końcu wykorzystane, to jedynie na krótszych trasach, gdzie lot trwa maksymalnie dwie godziny.