Do kogo należy kosmos?
Czy można mieć Księżyc na własność? Wszechświat przyciąga zarówno naukowców, jak i obserwatorów-amatorów. W przypływie niepohamowanej chęci posiadania, ludzkość niejednokrotnie próbowała przywłaszczyć sobie wypełniające przestrzeń kosmiczną obiekty.
W styczniu bieżącego roku, w miejscowości Quebec, Sylvio Langvein wszedł do gmachu kanadyjskiego sądu z wnioskiem o nadanie praw własności do wszystkich planet Układu Słonecznego, 4 księżyców Jowisza i przestrzeni międzyplanetarnej. Jako swoje uzasadnienie, Langvein wyjaśnił, że pragnie kolekcjonować planety w ten sam sposób, w jaki zbiera się znaczki czy karty z superbohaterami. Jego drugorzędnym celem była także chęć przeciwdziałania podboju kosmosu przez Chiny.
Nadzorujący całą sprawę sędzia Alain Michaud, odrzucając wniosek Langveina w marcu, nazwał go "kłótliwą stroną postępowania", którego chore paranoje działają wbrew kanadyjskiemu prawu. Warto nadmienić, że od 2001 roku Langvein złożył 44 podobne wnioski.
Przedstawiona sprawa jest niezwykła, ale nie bezprecedensowa. O prawa własności do kosmosu już wcześniej upominały się o wiele bardziej spektakularne jednostki.
Księżyc za uzdrowienie
Pierwszym, który rościł sobie prawa własności kosmosu był Aleksander Wielki. Wódz wpadł w histerię, gdy dowiedział się od swojego przyjaciela, filozofa Anaxarchusa, że istnieje nieskończona ilość światów we wszechświecie, których nigdy nie zdoła podbić. Ogromne ambicje macedońskiego wodza nie zostały przelane na papier, a historia ta jest znana jedynie z przekazów ustnych.
Dopiero w połowie XVIII w. władca Prus, Fryderyk Wielki sporządził jedne z pierwszych pisemnych praw własności do kosmicznych obiektów. Król, który korzystał z usług uzdrowiciela Aula Jurgensa, w zamian za dokonany cud pozostawił mu akt własności Księżyca. Ów dokument miał obowiązywać aż po wsze czasy, toteż jeden z jego potomków w 1996 r. próbował wyegzekwować swoją własność. Wniosek został odrzucony, bowiem Frydery Wielki - darczyńca rodziny Jurgensów - nie został uznany za prawowitego właściciela Srebrnego Globu.
A.D. Lindsay's Archipellago
Pewnej nocy 1936 roku, niejaki A. Dean Lindsay spojrzał na Księżyc i wpadł na to, że nikt nie jest jego właścicielem. Szybko sporządził stosowne dokumenty, które dostarczył do notariusza w Pittsburghu. Zawierały one dokładny spis kosmicznej własności zwanej "A.D. Lindsay's Archipellago".
Lindsay przywłaszczył sobie wszystkie planety widoczne z innych obiektów w Układzie Słonecznym oraz otaczającą je przestrzeń, z pominięciem Ziemi, Księżyca i Saturna. Według Lindsaya,Ziemia nie mogła być jego własnością, gdyż jest to wspólne dobro zamieszkujących ją ludzi. Do dziś nie wiadomo dlaczego stworzono osobne wnioski własności Księżyca i Saturna.
Przypadek z lat 30. XX w. był oparty najprawdopodobniej o cele zarobkowe. Lindsay planował sprzedać akty własności Układu Słonecznego, tak jak wcześniej zrobił to z dokumentami dotyczącymi Pacyfiku i Atlantyku. Były one jedynie potwierdzeniem złożenia roszczeń o prawa własności do kosmicznych obiektów, więc o jakiejkolwiek realnej wartości mowy być nie mogło. Lindsay zmarł w czerwcu 1969 r., zaledwie miesiąc przed lądowaniem pierwszego człowieka na Księżycu.
Celestia
James Thomas Mangan, w autobiografii opisał siebie jako "jednego z najsłynniejszych mówców świata i kosiarzy traw w Ameryce". W 1949 r. założył on w Evergreen Park w Illinois mikronację o nazwie Celestia (Nation of Celestial Space). Kraj ten rościł sobie prawa do wszystkiego we wszechświecie, a Mangan stworzył cały zestaw dokumentów dotyczących jego funkcjonowania. Ku zadowoleniu licznych mediów, w tym magazynu "Life", były one publicznie dostępne. Założyciel Celestii wysłał listy z prośbą o uznanie autonomii do 74 krajów, a także złożył wniosek o członkostwo w ONZ.
Lata mijały, a Mangan musiał bronić suwerenności swojego kraju, gdyż na przywłaszczenie kosmosu ochotę mieli także inni. Celestia odpierała ataki studenta z Tennessee, który domagał się aktu własności południowej części nocnego nieba oraz pewnego więźnia z Alcatraz, który twierdził, że jego dziadek płacił czynsz austriackiemu cesarzowi Franciszkowi Józefowi za korzystanie z promieni słonecznych.
Mangan walczył z ZSRR, protestując, że wystrzelenie Sputnika w 1957 r. było wkroczeniem na jego terytorium, podobnie zresztą jak start amerykańskiego projektu Surveyor w 1966 r. Ale założyciel mikronacji potrafił być także hojny, co udowodnił m.in. wydając licencję do prowadzenia księżycowej bankowości przez Bank Beverly Chicago i prezentując oficjalne paszporty astronautów misji Apollo.
James Thomas Mangan zmarł w 1970 r., choć Celestia istnieje nadal. Władzę nad państwem sprawują obecnie jego wnuki.
Ambasada Księżycowa
22 listopada 1980 r. Dennis Hope powołując się na lukę w Traktacie o Przestrzeni Kosmicznej, ogłosił siebie właścicielem praktycznie całej jasnej strony Księżyca. Do efektywnego zarządzania majątkiem stworzona została tzw. Ambasada Księżycowa. Licząc na akceptację biznesu, Hope wysłał do USA, ZSRR i ONZ rachunki opiewające na kwotę 55 000 dol. za zaśmiecanie przestrzeni kosmicznej.
Wkrótce po stworzeniu Ambasady Księżycowej, Hope zaczął wyprzedawać swój majątek. Na początku firma sprzedała 3500 nieruchomości na Księżycu, ale prawdziwy boom nastąpił wraz z wkroczeniem Ambasady Księżycowej do internetu. Hope twierdzi, że łącznie sprzedał 3,6 mln księżycowych działek w 181 krajach. Swoją parcelę na Srebrnym Globie mają podobno takie znakomitości jak: George Lucas, Ron Howard, Carrie Fisher, dwóch byłych prezydentów Stanów Zjednoczonych i członkowie rodzin królewskich w 6 krajach. Akr ziemi na Księżycu kosztuje zaledwie 20 dol.
Mimo że istnienie Ambasady Ksieżycowej jest niezgodne z Traktatem o Przestrzeni Kosmicznej, firma założona przez Hope'a wciąż istnieje i ma się całkiem dobrze.
Dar od Sabejczyków
Lądowanie sondy Pathfinder na powierzchni Marsa w 1997 r. zwróciło szczególną uwagę trzech Jemeńczyków. według arabskich źródeł informacji, trzej mężczyźni - Adam Ismail, Mustafa Khalil i Abdullah al-Umari - chciało pozwać agencję NASA za wkroczenie na prywatny teren. Trio złożyło pisemny wniosek do Jemeńskiego Prokuratora Generalnego, argumentując go odziedziczeniem Czerwonej Planety od swoich przodków, cywilizacji Sabejczyków przed 3000 laty.
Jemeńczycy zażądali natychmiastowego przerwania prowadzonych przez NASA badań Marsa i utajnienie zebranych tam informacji o marsjańskiej atmosferze, grawitacji i rzeźbie terenu. Wniosek został odrzucony, a mężczyźni uznani za "nienormalnych".
Po nieudanej próbie egzekucji swojej własności, mężczyźni próbowali sprzedać nieruchomości na Marsie oferując je w promocyjnej cenie 2 dol. za m2.
Kłótnia o Erosa
Kiedy w 2001 r. sonda NEAR Shoemaker wylądowała na asteroidzie 433 Eros, Gregory Nemitz był już na to gotowy. Przekonywał on, że asteroida jest własnością firmy Orbital Development, której jest prezesem. Według jego zeznań, lądowanie amerykańskiej sondy odbyło się bez pozwolenia, a NASA chciała wykorzystać obiekt jako potencjalną bazę potrzebnych na Ziemi surowców. Z tego powodu amerykańska agencja otrzymała opiewającą na łączną kwotę 1100 dol. fakturę za nielegalny pobyt na Erosie. Pomimo nakazu Nemitza o zapłatę żądanej kwoty w ciągu 21 dni, NASA grzecznie odmówiła.
Sprawa ciągnęła się przez dobre kilka miesięcy, a Nemitz uparcie przekonywał, że posiada prawo własności Erosa, natomiast NASA zgodnie twierdziła, że to niemożliwe. Pomimo licznych apelacji i niekończących się procesów, właściciel Orbital Development nie uzyskał oczekiwanej opłaty.
Z dala od Tempel 1
Jednym z najnowszych przykładów kosmicznych roszczeń jest oskarżenie wystosowane przez Marinę Bayross - rosyjską spirytystkę i astrolog. Kiedy usłyszała ona, że sonda kosmiczna Deep Impact wystrzelona przez NASA w styczniu 2005 r. ma uderzyć w kometę Tempel 1 i zbadać skład jej jądra, przeraziła się, że będzie to miało negatywny wpływ na całą ludzkość.
Bayross wystosowała pozew przeciwko NASA domagając się blisko 300 mln dol. odszkodowania za straty moralne ludzkości i ingerencję w największe świętości. Zdarzenie to zostało nazwane "barbarzyńskim aktem agresji, ingerencją w naturalne życie kosmosu i zakłóceniem naturalnej równowagi sił we wszechświecie". Nic to jednak nie dało, gdyż wniosek Bayross został ostatecznie odrzucony przez rosyjski sąd wyższej instancji.
Jak jest naprawdę?
Wszystkie przedstawione powyżej roszczenia w rzeczywistości zderzają się z jednym, wyjątkowo mocnym argumentem - Traktatem o Przestrzeni Kosmicznej. Został on podpisany 27 stycznia 1967 r. przez przedstawicieli rządów Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Związku Radzieckiego. Potwierdzono w nim m.in. zasadę niezawłaszczalności kosmosu oraz zasadę, że eksploracja i wykorzystanie przestrzeni kosmicznej powinny służyć dobru wszystkich państw. Układ nie określił co prawda dokładnej granicy między przestrzeniami powietrzną a kosmiczną, lecz mimo to ustanowił podstawy międzynarodowego prawa kosmicznego. W praktyce oznacza to, że wszechświat należy do nas wszystkich. Przynajmniej na papierze.