Księżyc już niedługo też będzie chiński? Kosmiczna potęga Państwa Środka

Chińska droga do zostania potęgą kosmiczną była długa i wyboista, ale wydaje się, że teraz nic nie jest już w stanie zatrzymać tej rozpędzonej maszyny. Ba, kolejne misje udowadniają, że Państwo Środka to jeden z liderów kosmicznego wyścigu, a jednym z jego celów jest Księżyc. Dlaczego Chińczyków tak bardzo pociąga Srebrny Glob?

Chińska droga do zostania potęgą kosmiczną była długa i wyboista, ale wydaje się, że teraz nic nie jest już w stanie zatrzymać tej rozpędzonej maszyny. Ba, kolejne misje udowadniają, że Państwo Środka to jeden z liderów kosmicznego wyścigu, a jednym z jego celów jest Księżyc. Dlaczego Chińczyków tak bardzo pociąga Srebrny Glob?
Chińczycy w wyścigu o Księżyc. Niebezpiecznie wychodzą na prowadzenie /123RF/PICSEL

Kiedy w 1964 roku Chiny wystrzeliły swoją pierwszą rakietę, a sześć lat później zostały dopiero piątym krajem po Związku Radzieckim, Stanach Zjednoczonych, Francji i Japonii, który samodzielnie wystrzelił sztucznego satelitę, nikt nie spodziewał się, że pół wieku później Państwo Środka będzie zarządzało własną stacją kosmiczną, planowało załogowe misje na Marsa czy stałą obecność na Księżycu. 

Co prawda nie brakuje głosów, że większość dotychczasowych chińskich osiągnięć kosmicznych to powtarzanie dokonań USA czy Rosji sprzed lat... Własna stacja kosmiczna? Amerykanie wystrzelili Skylab już w 1973 r. Lądowanie na Marsie? Amerykanie wysłali tam dwa statki kosmiczne już w 1976 r. Załogowa misja na Księżyc? Amerykanie byli tam w 1969 roku. Nie da się jednak ukryć, że pojawiają się one coraz rzadziej, zwłaszcza po wydarzeniach z końca ubiegłego miesiąca.  

Reklama

Sukces Chang’e zmienia wszystko

A mowa o sukcesie misji Chang’e 6, w ramach której Chiny jako pierwsze w historii sprowadziły na Ziemię próbki regolitu z niewidocznej strony Księżyca. 25 czerwca kapsuła z materiałami pobranymi na naszym naturalnym satelicie wylądowała w Mongolii Wewnętrznej, gdzie czekali na nią specjaliści, którzy natychmiast przetransportowali ją do laboratorium. 

 

Pekin spędził długie lata na gonieniu kosmicznych rywali i trudno o lepsze ukoronowanie jego ciężkiej pracy (warto przypomnieć, że projekt Chang’e, nazwany tak od imienia chińskiej bogini Księżyca, został ogłoszony już w 2003 roku, czyli ponad 20 lat temu) niż misja, która wcześniej nie udała się nikomu. I trudno też o lepszą okazję niż przypadająca dzisiaj 55. rocznica pierwszego lądowania człowieka na Księżycu, by zastanowić się, dlaczego akurat Srebrny Glob i co w nim tak pociąga Chińczyków.

To element większej układanki

Jak wyjaśnia Kanadyjska Fundacja Azji i Pacyfiku, czyli niezależny think-tank zajmujący się stosunkami Kanady z Azją, program kosmiczny Pekinu - w tym eksploracja Księżyca - to część szerszej sfery rywalizacji amerykańsko-chińskiej, mającej wyraźny wymiar dyplomatyczny, wojskowy i gospodarczy. Bo chociaż nie można marginalizować wartości naukowej prowadzonych przez Chiny misji i badań, to przy okazji pojawiają się też obawy dotyczące chińskiej broni kosmicznej, zagrożeń dla cyberbezpieczeństwa i potencjału eksploatacji zasobów Księżyca. 

Jak pisaliśmy już jakiś czas temu o chińskich ambicjach, Pekin potrzebuje dobrej bazy wypadowej do eksploracji m.in. Marsa, więc jeszcze przed końcem dekady chce rozpocząć budowę księżycowego habitatu, który ma zostać niejako "przystankiem" po drodze. Lokalne media podały w ubiegłym roku, że ponad 100 chińskich naukowców, badaczy i wykonawców kosmicznych spotkało się na specjalnej konferencji w Wuhan, aby omówić sposoby budowy takiej infrastruktury. 

Stała obecność na Księżycu

Chiny nie planują bowiem wbicia flagi i krótkoterminowej obecności, ich ambicje są mniej więcej takie same jak NASA przy programie Artemis - chodzi o stałą obecność na Księżycu. Pekin planuje wysłać dwie oddzielne misje na południowy biegun naszego satelity ok. 2026 i 2028 roku, obejmujące testy wykorzystania gleby księżycowej do wydrukowania w 3D cegieł jako prekursorów bazy księżycowej. Długoterminowa eksploracja zakłada również obecność człowieka i Państwo Środka ma już jasno sprecyzowany plan takiej załogowej misji.

Jak przekonywał w ubiegłym roku Lin Xiqiang, zastępca dyrektora Chińskiej Agencji Kosmicznej (CMSA), chcą stanąć na Księżycu do 2030 roku, a następnie ustanowić tam stałą obecność, aby prowadzić naukową eksplorację i "eksperymenty technologiczne". A to tylko część planów, bo Chiny celują też w drugą stację księżycową (kto bogatemu zabroni, prawda?), która ma powstać przy ścisłej współpracy z Rosją - potęga kosmiczna Kremla może i słabnie, ale wciąż trzeba się z nią liczyć. 

Międzynarodowa Stacja Badawcza Księżyca (ILRS), bo o niej właśnie mowa, ma stanąć na południowym biegunie Księżyca i do 2025 roku zyskać pełną operacyjność do "interdyscyplinarnych badań" i wspierania załogowych misji międzyplanetarnych. Przynajmniej oficjalnie, bo jak przekonują eksperci, jeśli współpracy podejmują się Rosja i Chiny, to z pewnością nie chodzi jedynie o dobro nauki, ale i działalność militarną

Tajna działalność wojskowa

Przypomnijmy tylko, że Siły Kosmiczne Stanów Zjednoczonych ostrzegały już w grudniu 2021 roku, że Chiny dysponują wyjątkowym systemem broni hipersonicznej, a mianowicie pociskami orbitalnymi zdolnymi do przebywania w kosmosie przez określony czas. Chance Saltzman, generał-porucznik Sił Kosmicznych Stanów Zjednoczonych, wyjaśniał wtedy, że w gruncie rzeczy mowa o pojeździe z możliwością przenoszenia ładunku jądrowego, który osiąga orbitę i dosłownie “parkuje" w kosmosie, a następnie zostaje zdeorbitowany celem nagłego ataku w wygodnym dla operatora momencie.

Co więcej, nie dalej jak w maju szef NASA Bill Nelson przekonywał amerykańskich ustawodawców, że Stany Zjednoczone i Chiny "w rzeczywistości biorą udział w wyścigu" o powrót na Księżyc i wyraził obawę, że Pekin będzie chciał zgłosić roszczenia terytorialne. Amerykańska agencja ma też obawy związane z rozwojem broni przeciwkosmicznej, w tym rakiet mogących namierzać satelity oraz statków kosmicznych zdolnych do wyciągania satelitów z orbity. 

Inni specjaliści są podobnego zdania, i tak gen. Stephen Whiting z Dowództwa Kosmicznego Stanów Zjednoczonych twierdzi, że postępy Chin są "powodem do niepokoju", zauważając, że w ciągu ostatnich sześciu lat liczba satelitów szpiegowskich na orbicie się potroiła. 

Dr Svetla Ben-Itzhak, zastępca dyrektora programu West Space Scholars na Johns Hopkins University, sugeruje, że trudno nie zastanawiać się, w jaki sposób Chiny będą chciały wykorzystać swoje możliwości kosmiczne do wspierania regionalnych i krajowych interesów politycznych i wojskowych. 

Zwłaszcza że Chiny ogłosiły w ubiegłym roku plan budowy satelitów przekaźnikowych, które będą działać jako pomost komunikacyjny między misjami kosmicznymi i operacjami na Ziemi, a w tym poinformowały o przygotowaniach do startu usługi internetu satelitarnego w stylu Starlink od Elona Muska, bazującej na 13 tys. satelitów. Pekin przekonuje, że chce w ten sposób ograniczyć rozwój konkurencyjnego rozwiązania i tym samym chronić się przed możliwością zbierania danych wywiadowczych przez amerykańskie satelity. 

Jak dobrze jednak wiemy na przykładzie Ukrainy, internet satelitarny z mobilnymi terminalami, gwarantującymi dostęp do sieci z niemal dowolnego miejsca na Ziemi, jest w warunkach wojennych nie do przecenienia - nawet jeśli wrogie siły odetną lokalne sieci komunikacyjne, pozwala na niezakłócone koordynowanie działań wojskowych itp. A jakby tych wszystkich satelitów było jeszcze za mało, to dosłownie w minionym tygodniu dowiedzieliśmy się, że Pekiński Instytut Inżynierii Systemów Statków Kosmicznych zaproponował 21 satelitów wokół Księżyca w celu zbudowania systemu nawigacji, który będzie dostarczał dane w czasie rzeczywistym.

System satelitarny miałby zapewnić naukowcom usługi lokalizacji o wysokiej precyzji na poziomie poniżej metra, poprawić dokładność nawigacji i pozycjonowania i może być szeroko stosowany w wielu obszarach: transporcie, geodezji i mapowaniu, monitorowaniu deformacji, przemyśle naftowym i gazowym itp. 

Jak nie wiadomo, o co chodzi...

To z kolei prowadzi nas do kolejnego powodu dążenia Chin do obecności na Księżycu, a mianowicie nie od dziś mówi się o kosmicznym górnictwie i jego potencjalnym wpływie na przyszłą światową gospodarkę. Tak, mowa o wydobywaniu rzadkich surowców i ogromnych pieniądzach - eksperci oszacowali, że asteroida UW158, która minęła naszą planetę w 2015 roku, mogła zawierać złoże platyny o wartości 5 bilionów dolarów!

A jeśli połączymy to z faktem, że ze względu na coraz większe zużycie, podyktowane rosnącym zapotrzebowaniem na nowoczesne technologie, ziemskie zasoby niektórych cennych złóż naturalnych, jak ołów, miedź czy żelazo, są na wyczerpaniu, dostęp do nich w kosmosie oznacza władzę. A czy jest coś, czego Chiny pożądają bardziej?

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Chiny | Księżyc
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama