F-35 dla Polski. „To rewolucja, ale tylko w odpowiednich warunkach”
Zakup myśliwców F-35 przedstawia się jako prawdziwą rewolucję w polskich siłach zbrojnych. Należy jednak pamiętać, że ich wdrożenie nie wydarzy się automatycznie, a sam proces może być pełen wyzwań. - F-35 ma potencjał rewolucyjny, ale tylko pod warunkiem realizacji odpowiednich działań. Niewykorzystanie tej szansy może mieć katastrofalne skutki – twierdzi w rozmowie z GeekWeekiem płk Krystian Zięć, ekspert Fundacji Alioth i jeden z pierwszych pilotów-instruktorów F-16 w Polsce. Tłumaczy, jakie kroki są niezbędne w implementacji F-35 i opisuje możliwości oraz ograniczenia tego samolotu.
Marcin Jabłoński: Dziś ma miejsce oficjalna prezentacja pierwszego F-35 dla Polski. Już przed tym wydarzeniem wojskowi podkreślali, że będzie to przełom dla całych polskich sił zbrojnych. Że F-35 to maszyna zdolna niezauważona penetrować wrogą przestrzeń powietrzną, integrując wszystkie rodzaje wojska. Czy uważa Pan, że osiągnięcie takich zdolności jest możliwe dzięki F-35?
Płk Krystian Zięć: Tak, ale pod kilkoma warunkami i nie na tak szeroką skalę, jak się zapowiada. F-35 może zagwarantować skokowy rozwój w polskich siłach zbrojnych, podobnie jak niespełna 20 lat temu wdrożenie F-16. Pomimo tak dużego potencjału, przebieg procesu pozostawia kilka uwag.
Pragnę zwrócić uwagę, że w kontrakcie nie został ustanowiony specjalny pełnomocnik ministra obrony narodowej ds. wdrożenia F-35, jak to miało miejsce przy F-16. On i jego biuro mieliby naprawdę dużą decyzyjność w kształtowaniu procesu wprowadzenia nowego samolotu do polskich sił powietrznych, również na polu zmian systemowych.
Jak to wygląda przy F-35?
- F-35 jest wprowadzany do naszego lotnictwa wysiłkiem zespołów na poziomie Dowództwa Generalnego i Inspektoratu Sił Powietrznych. Ich możliwości w obszarze zmian systemowych są ograniczone, dlatego polegają oni na wypracowanym, ale niekoniecznie kompatybilnym z F-35, modelu działania. A zmiany są niezbędne, bo F-35 to samolot, który może przynieść olbrzymie przemiany w zarządzaniu polem walki.
A oprócz tych zmian w systemie zarządzania polem walki, to jakie jeszcze może dać możliwości?
- Na początku warto zaznaczyć, że F-35 ma zupełnie inne zadania na polu walki i nie będzie, a przynajmniej nie powinien być wykorzystywany jak F-16. Nie jest to samolot przeznaczony do bezpośredniej obrony przestrzeni powietrznej czy infrastruktury krytycznej, lub jako wsparcie walczących na lądzie wojsk.
To co będzie robił?
- Jako platforma bojowa jest doskonałym rozwiązaniem, aby w sposób niezauważalny zbliżyć się do wroga i wtedy wykonać precyzyjne, celne uderzenie.
F-35 może służyć do niszczenia istotnych zasobów sił zbrojnych przeciwnika. Mowa tu o stanowiskach obrony powietrznej, centrach dowodzenia czy logistyki. F-35 ma więc kluczowe znaczenie w unieszkodliwianiu ważnych elementów rażenia, dowodzenia i naprowadzania, realnie wpływając na przebieg wojny poprzez osiąganie celów operacyjnych.
Może Pan podać jakiś scenariusz takiego celu?
- Chociażby osiągnięcie przewagi powietrznej w pierwszych dniach walk, jako realizacja zadania dla całych sił zbrojnych. F-35 może niszczyć systemy obrony powietrznej i minimalizować skuteczne oddziaływanie bąbli antydostępowych, torując drogę dla lotnictwa uderzeniowego i zabezpieczając możliwość bezpiecznego działania dla lotnictwa myśliwskiego. Precyzyjnymi uderzeniami ułatwia operowanie nad głową przeciwnika.
I robi to niepostrzeżenie.
- Tak, ale jak wspomniałem, F-35 jest "niewidzialny" pod pewnymi warunkami. Głównym jest lot na wysokościach, gdzie może ukryć się w kondensacie pary wodnej, przede wszystkim w chmurach. Tam F-35 maskuje sygnaturę cieplną, której tak naprawdę nie ukrywa fizyczny stealth (technologia zmniejszenia możliwości wykrycia - przypis red.) tego samolotu.
Ten zmniejsza bowiem aktywną powierzchnię odbicia samolotu (Radar Cross Section — RCS). Nie jest w stanie ukryć sygnatury cieplnej, która pojawia się podczas tarcia atmosfery o płatowiec samolotu czy przez gazy wylotowe silnika. Tak działają prawa fizyki. F-35 w chmurach może natomiast zmniejszyć widoczność sygnatury cieplnej, co w połączeniu z jego fizycznym stealth, tworzy "niewidzialną" mieszankę.
A co może wykryć nawet tak "schowanego" F-35?
- Na przykład radary z większą długością fal radiowych. To jeden ze sposobów na wychwycenie sygnatury radarowej samolotu z fizycznym stealth. Trzeba się przygotować, że gdy tylko F-35 polskich sił powietrznych zaczną latać nad naszym regionem, Rosjanie mogą zacząć studiować ich RCS, aby lepiej go rozpoznawać.
F-35 uznaje się za jeden z najtrudniej rozpoznawalnych samolotów dla radarów, właśnie przez jego niewielki RCS. Czy naprawdę da się wyuczyć wykrywania takiego obiektu?
- Mówi się, że F-35 może mieć RCS nawet na poziomie mniejszym niż 0.01 m2. Dlatego filtry w systemach radarowych mogą tak słabego odbicia radarowego nie przepuścić, od razu uznając, że to albo anomalia, albo nieistotny obiekt np. ptak. Jeśli jednak zaczniemy rozumieć, czego szukamy, systemy radarowe można tak dostrajać, aby specjalnie służyły wykryciu obiektów jak F-35.
Należy pamiętać, że Rosjanie już przechodzą na bardziej zaawansowane radary ze skanowaniem fazowym. Krążą również plotki, że Chińczycy planują wykorzystanie AI i uczenia maszynowego w pracy radarów. Dziś zidentyfikowanie takiego obiektu jak F-35 jest wielkim wyzwaniem, ale nie mamy gwarancji, że zawsze tak będzie.
Więc to ciągle jest taki wyścig zbrojeń, w którym Polska także zacznie uczestniczyć, wraz z wdrożeniem F-35.
- Nie przywiązywałbym do tego tak dużej uwagi. Ostatecznie rozpoznanie możliwości F-35 nad naszym terytorium może zająć Rosjanom dużo czasu, gdy ten ciągle będzie dla nas istotny.
Można założyć, że F-35 przez następne 10 lat będzie dużą wartością dodaną w polskim systemie uderzeniowym dla celów wysokiego priorytetu. Bo jak wspomniałem, stosowanie F-35 do niszczenia czołgów czy samolotów się nie opłaca, bo to nie jest myśliwiec w dosłownym znaczeniu tego słowa.
Czyli błędne są założenia, że z odpowiednim uzbrojeniem F-35 może odgrywać rolę myśliwca przewagi powietrznej?
- F-35 to samolot wielozadaniowy, który operuje na średniej wysokości i nie ma odpowiedniej przewagi w zakresie energii kinetycznej do podjęcia walki z faktycznymi myśliwcami przewagi powietrznej. Dla przykładu, rosyjski Su-27 czy Su-35 są energetycznie poza jego zasięgiem. Tak samo, jak bombowce Tu-95 wykonujące lot w osłonie lotnictwa myśliwskiego, które dziś zrzucają na teren Ukrainy bomby i rakiety, wyrządzające najwięcej szkód infrastrukturze. Dlatego podkreślam, że same F-35 nie obronią Polski.
Myśliwce przewagi powietrznej, dzięki konstrukcji zwykle dwusilnikowej i większemu płatowcowi, są stworzone do operowania w warunkach mniejszej gęstości powietrza na dużych wysokościach. Wysokość zwiększa także prędkość i zasięg uzbrojenia ekspediowanego z pokładu samolotu. Przykładowo, kierowany pocisk rakietowy odpalany z wysokości 50 tysięcy stóp, ma więcej początkowej energii potencjalnej i kinetycznej, dzięki odpalaniu przy mniejszej gęstości powietrza z większą prędkością początkową, niż ten sam pocisk odpalany z 20 tysięcy stóp przy mniejszej prędkości samolotu. Zatem, jeśli ktoś sugeruje, że F-35 operujący niżej z mniejszą energią potencjalną i kinetyczną ma szansę w walce powietrznej z Su-35, który znajduje się wysoko nad nim, jest po prostu kłamcą albo ignorantem.
Nawet gdyby F-35 próbował wspiąć się wyżej, co wiąże się z opuszczeniem chmur, staje się widoczny dla samolotów myśliwskich. Samoloty rosyjskie od dekad wykorzystują sensory pasywne (IRST) wykrywające promieniowanie cieplne, które rozpoznają nie sygnaturę odbicia, ale sygnaturę cieplną. Przed nią F-35 nie chowa się już tak efektywnie. Warto dodać, że w ostatnich latach technologia ta bardzo się rozwinęła. Ale podkreślam, że absolutnie nie należy tego traktować jako wadę F-35, bo ten samolot nigdy nie był projektowany jako samolot myśliwski. Jego zadanie polega na nieuchwytnym zbliżeniu się do celu i wyeliminowanie go. W tym jest świetny.
A jaka według Pana jest największa wada F-35?
- Z mojego punktu widzenia, taką jest koszt jego utrzymania. To cecha, której nie jesteśmy w pełni świadomi. Podczas zakupu sprzętu wojskowego kluczowe są nie maszyny, ale cały proces związany z wprowadzeniem oraz cyklem życia produktu. Najpierw należy ustalić obowiązującą doktrynę wojskową, potem określić zdolności niezbędne do jej realizacji, następnie nałożyć na to budżet i dopiero wtedy kupować, wybierając sprzęt, który będzie można eksploatować przez lata.
Uważa Pan, że w przypadku F-35 coś takiego nie zostało zrobione?
- Nie mam przekonania, że szczegółowo oszacowano i zaplanowano wydatki, które wiążą się z utrzymaniem F-35. To niezwykle istotne zadanie, ponieważ brak odpowiedniego planu budżetowego może skutkować sytuacją, że po kilku latach eksploatacji z 32 kupionych samolotów będzie latać tylko połowa, gdyż zabraknie środków na ich utrzymanie.
Wiadomo, że samoloty wielozadaniowe to maszyny pracujące w ekstremalnych warunkach i żadna flota nie ma dostępności 100 proc. Ale maksymalizację efektu pozyskania systemu bojowego uzyskuje się poprzez założenie jak największej dostępności. U nas powinno być to nawet 80-90 proc. Jeżeli osiągniemy próg 50 proc., to połowa zakupionych samolotów stanowi ogromną stratę budżetową. Wtedy bardziej efektywny wydaje się zakup np. 18 samolotów i założenie 90 proc. dostępności. Wpływ na zdolności obronne będzie taki sam, przy optymalizacji kosztów. F-35 generuje spore wydatki, związane na przykład z utrzymaniem powłok stealth, co podkreślają sami Amerykanie. Niemniej, Polska kupiła ten samolot i należy zrobić wszystko, aby go jak najlepiej wykorzystać.
A czy widzi Pan scenariusz, gdzie popełniamy ogromny błąd w implementacji F-35 do naszego lotnictwa?
- Popełnimy go, jeśli ograniczymy się do używania F-35 tak samo jak F-16. Nie mam na myśli wykorzystania narzędzia, jakim jest samolot, ale wkomponowania go w szerszy kontekst sił zbrojnych. F-35 posiada ogromny potencjał i możliwości, które są przydatne tylko wtedy, gdy zapracują w odpowiednio zbudowanym systemie.
Zapowiadana rewolucja w polskich siłach zbrojnych dzięki F-35 nie wydarzy się automatycznie po wylądowaniu samolotu w Polsce. Nastąpi dopiero wtedy, gdy wraz z maszynami przyjdą zmiany systemowe i implementacja całego systemu okupiona pracą wielu ludzi.
Tak jak było przy wprowadzeniu F-16?
- Wprowadzenie F-16 do naszych sił powietrznych jest idealnym materiałem do wykorzystania. Dobre i złe praktyki w procesie jego implementacji stanowią źródło wiedzy podczas wdrażania F-35 np. czego nie robić. Podam chociażby przykład niepełnego wdrożenia systemów towarzyszących przy F-16, jakim jest implementacja systemu Link 16 (militarne łącze danych używane przez państwa NATO — przypis red.). Został on zastosowany w systemie dowodzenia dosyć szybko, jednak nie w pełni.
W jaki sposób to się odbiło na naszej armii?
- Po szybkim wprowadzeniu Link 16 zabrakło szerszej implementacji na całe siły zbrojne. Brak podpięcia wojsk lądowych ograniczył możliwości, jakie dawało wdrożenie go w samolocie F-16, służącym do przykładowo misji bliskiego wsparcia powietrznego.
Dzisiaj koordynacja w ramach takiej misji z naprowadzaniem fonicznym jest czasochłonna. Jeśli tę samą koordynację, pomiędzy samolotem a nawigatorem naprowadzania lotnictwa taktycznego, można by realizować z pomocą wymiany danych w formacie cyfrowym, z wykorzystaniem Link 16 bądź innego protokołu, to sam proces naprowadzania trwałby znacznie krócej.
Jak podobne niewykorzystanie możliwości przy wdrożeniu F-35 może wpłynąć na jego efektywność?
- Myślę, że takie zaniedbania mogą mieć katastrofalne skutki. W tym samolocie drzemią niezwykłe możliwości systemowe. To, co czasem się słyszy o F-35, jako platformie, która generuje koordynaty 3D dot. celów w czasie rzeczywistym dla np. wyrzutni HIMARS, czy jakichkolwiek innych precyzyjnych systemów rażenia, to bodaj największa zaleta. Bo ten samolot może latać na swojej wysokości, ukryty w chmurach, chroniony przez stealth i zbierać idealny obraz pola walki.
Wyobraźmy sobie, że nasze F-35 działałyby jak takie latające sensory, spięte z różnymi systemami uderzeniowymi. Z systemami artylerii rakietowej HIMARS, systemami uderzeniowymi fregat Miecznik, a także naziemnej obrony powietrznej jak Patriot. To możliwy scenariusz, bo Siły Zbrojne RP razem z Siłami Zbrojnymi USA mają być prekursorami w wykorzystywaniu ujednoliconego systemu kontroli IBCS, który ma integrować naszą naziemną obronę powietrzną. Można nawet założyć, że w przyszłości IBCS będzie bazą do łączenia innych elementów sił zbrojnych. Integracja F-35 w sposób, który pomoże osiągnąć samolotom największą możliwą efektywność, jako dostarczyciel ogromnej ilości informacji sytuacyjnej dla prawie każdego systemu uzbrojenia, tworzy obraz naprawdę potężnego środka walki dla. Pod warunkiem że zostaną uwzględnione działania integracyjne.
A jak Pan ocenia szansę budowy w Polsce takiego systemu?
- Mam wątpliwości czy uda nam się zbudować go szybko. Oczywiście chciałbym, aby do tego doszło i życzę osobom odpowiedzialnym za wprowadzenie F-35 skuteczności we wprowadzaniu zmian systemowych. Niemniej słychać głosy, że brak pełnomocnika ds. wdrożenia F-35 przy ministerstwie obrony narodowej może spowolnić ten proces.
Chciałbym powtórzyć, że jesteśmy w komfortowej sytuacji, bo możemy wykorzystać doświadczenia zdobyte przy wprowadzaniu F-16. W Fundacji Alioth, stworzyliśmy raport szczegółowo opisujący proces wdrażania tego samolotu, obejmujący wnioski i rekomendacje, które można wykorzystać przy F-35. Choć mówimy o różnych maszynach, celem obu jest funkcjonowanie w tym samym systemie obronnym. Warto wykorzystać tę unikatową wiedzą i bazować na doświadczeniach praktyków.
Najgorszym z możliwych scenariuszy jest stworzenie floty z ogromnym potencjałem, która stoi w hangarach. Projekt F-35 dla Polski powinien być maksymalnie transparentny i pod ścisłą kontrolą społeczną, byśmy mieli pewność, że publiczne pieniądze będą efektywnie wykorzystane, a siły zbrojne w przypadku zagrożenia konfliktem zbrojnym zrealizują swój podstawowy cel.
19 lipca wznowiono dostawy F-35 z wersją oprogramowania TR-3. To oprogramowanie jest bazą najnowszej wersji samolotu - Block 4. Takiej, którą zakupiła Polska. Niemniej F-35 z TR-3 na ten moment są zubożone i mogą wykonywać tylko misje szkoleniowe. Osiągnięcie gotowości bojowej ma nastąpić w 2025 roku na samolotach amerykańskich. Czy więc uważa Pan, że jak pierwsze F-35 przylecą do Polski w 2026, dalej będą to maszyny pozbawione zdolności bojowych?
- Prawdopodobnie, nawet w takiej konfiguracji F-35 jest skutecznym systemem bojowym. Sam Block 4 ma wprowadzić zdolności, które zakładano przy projektowaniu F-35.
Więc pojawiające się czasem opinie, że wydawane na ten moment F-35 z TR-3 to wręcz "wadliwe" konstrukcje są przesadzone?
- Uważam, że tak. Pamiętajmy, że F-35 zostanie w naszych siłach powietrznych przez kilkadziesiąt kolejnych lat, co wiąże się z koniecznością kolejnych ulepszeń, włączaniem nowych technologii i inteligentnych rozwiązań.
Mam nadzieję, że F-35 będą często modernizowane, bo w przypadku F-16 tak nie było. W pewnym momencie holenderskie F-16 w znacznie starszej wersji Block 15, po modernizacji oprogramowania miały bardziej rozwinięte możliwości systemu operacyjnego samolotu niż nasze F-16, w nowszej wersji Block 52. Planowanie etapowej modernizacji samolotów, będących na wyposażeniu Sił Zbrojnych RP, jest nieuniknione i obowiązkowe, w przypadku tak dynamicznego rozwoju technologii.
Co powinno się zmienić, aby to osiągnąć?
- Podejście do modernizacji sprzętu wojskowego. Sowieci nie ulepszali samolotów, każdy kolejny przychodził do jednostek w nowej wersji. Dlatego w Polsce mieliśmy kilka wersji samolotu MiG-21, które przez cały cykl życia produktu nie przechodziły żadnej ważnej modernizacji. Jedną z różnic pomiędzy światem rosyjskim i anglosaskim jest podejście do jednostek sprzętowych, które w tym drugim podlegają kroczącym modernizacjom, tak by cały czas, w sposób efektywny odpowiadać na zmieniające się środowisko pola walki.
Mówi Pan o rozwijaniu F-35, ale trudno to robić, kiedy podczas zakupu nie wynegocjowało się żadnego offsetu czy innej formy integracji rodzimego przemysłu w eksploatację. A w takiej sytuacji właśnie jesteśmy.
- Abstrahując od możliwości samego samolotu i procesu wdrożenia, bardzo żałuję, że podczas zakupu nie wynegocjowano możliwości partycypacji polskiego przemysłu w tym kontrakcie. Mogliśmy na to naciskać, gdy Stany oficjalnie zakazały przekazania F-35 do Turcji w 2019, po tym, jak kupiła rosyjskie systemy obrony powietrznej S-400. Wtedy można było walczyć o partycypację przemysłową, która miałaby wyłącznie pozytywne skutki dla naszego kraju.
A czy my w ogóle mieliśmy szansę na uzyskanie jakichś korzyści, pomimo braku zdolności? Na przykład większej autonomii przy używaniu i modernizowaniu F-35.
- Pragmatyczność jest cechą Amerykanów, którzy niechętnie proponują sami dodatkowe świadczenia. Z uwagi na niejawność procesu zakupowego, nie mamy wiedzy na temat szczegółów negocjacji i powodów rezygnacji z partycypacji przemysłowej. Rozumiem argumenty pilnej potrzeby modernizacji wojsk powietrznych oraz wzmocnienia zdolności obronnych, ale czuję pewien niedosyt i zastanawiam się, dlaczego sami nie próbujemy zbudować od podstaw pewnych rozwiązań w kraju.
Dobrym przykładem takiej inicjatywy jest projekt, w który byłem osobiście zaangażowany. Siedem lat temu, razem z Politechniką Warszawską i jednym z państwowych przedsiębiorstw, proponowaliśmy opracowanie komputera graficznego do samolotu F-16. Pozyskaliśmy nawet do współpracy uznanego amerykańskiego partnera. Pomimo tego, nikt się nie zainteresował tym projektem i w rezultacie dziś takie komputery za pewnie niemałą sumę kupujemy od Amerykanów. Efekt jest taki, że nawet nie podjęliśmy próby uniezależnienia się i budowy własnych kompetencji.
Więc to także po prostu dość prozaiczna kwestia ambicji?
- Trudno zakładać dzisiaj rozwój kompetencji polskiego przemysłu w przypadku konieczności modernizacji F-35 w przyszłości. Niestety, brak uczestnictwa polskiego przemysłu w dużych projektach militarnych, finansowanych przez skarb państwa, stawia nasz kraj w niezbyt korzystnym świetle zmarnowanych szans. Angaż krajowego przemysłu i bazy naukowej we wdrażaniu, produkcji, rozwoju techniki lotniczej jest jednym z najlepszych sposobów na zaistnienie tzw. efektu spillover — mnożnika zainwestowanych w przemysł środków. Powiem więcej, ma on bezpośrednie przełożenie na kreowanie wysoko płatnych stanowisk pracy i wysokomarżowych produktów, a to z kolei wpływa na PKB kraju. Wystarczy spojrzeć na Nokię, która kiedyś robiła kalosze, a po zaangażowaniu w produkcję samolotów F/A-18 zakupionych przez Finlandię zaczęła się dynamicznie rozwijać, stając się jednym z największych graczy na rynku telekomunikacyjnym.
A czy widzi Pan jeszcze jakieś inicjatywy przy wdrożeniu F-35, które mogą dać zarobić polskiemu przemysłowi, albo sprawić, że ten zakup sam zacznie na siebie zarabiać?
- Stworzenie w Polsce europejskiego centrum szkolenia pilotów. Mamy bowiem ku temu warunki. Z F-35 w Europie już korzysta kilka państw, a niedługo oprócz Polski trafią do Niemiec, Czech, Finlandii czy Grecji. Wszystkie siły powietrzne tych państw, będą musiały stale szkolić pilotów.
Sądzę, że sami Amerykanie byliby przychylni pomysłowi takiego centrum w Polsce, działającego pod polskim zarządem i generującego dochody dla obu krajów. To kusząca oferta dla sił powietrznych, które chcą zaoszczędzić na tworzeniu własnego systemu szkolenia i jednocześnie nie muszą wysyłać pilotów do Stanów.
Media branżowe donoszą, że o stworzenie takiego centrum szkoleniowego w Europie już zabiegają Czesi. Czy mogą nas ubiec?
- Nie wydaje mi się, ponieważ Czesi nie posiadają wymaganej przestrzeni powietrznej. Plus to my w tym regionie mamy duże doświadczenie w szkoleniu pilotów na samoloty wielozadaniowe F-16. Mamy więc podstawy kompetencyjne, aby tworzyć u nas taką bazę szkoleniową. I na tym musimy się skupić.
O współpracy z przedsiębiorstwami z USA w zakresie zaawansowanych technologii czy modyfikacji OFP, możemy zapomnieć. To zbyt lukratywny biznes, z którego przedsiębiorstwa amerykańskie łatwo nie zrezygnują. Budowanie tego typu kompetencji byłoby prawdopodobnie możliwe w ramach kooperacji z europejskim przemysłem aeronautycznym, który jest zdecydowanie bardziej otwarty na tego typu kooperację. Niemniej jednak po to, aby budować własne możliwości w zakresie produkcji i opracowywania nowoczesnych technologii z zastosowaniem w lotnictwie wojskowym potrzebujemy wizji, determinacji, sporych pokładów woli i ambicji. Mam nadzieję, że je znajdziemy.
***
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 90 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Geekweek na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!
***
Co myślisz o pracy redakcji Geekweeka? Oceń nas! Twoje zdanie ma dla nas znaczenie.