Ufamy bardziej zwierzęcym influencerom. "Nie mają ukrytych zamiarów"
Komu bardziej ufasz - ludziom czy zwierzętom? Zazwyczaj uważamy, że zwierzęta nie mają ukrytych zamiarów. Ich właściciele chętnie to wykorzystują, aby przekonywać do różnych wyborów osoby w internecie. Odbiorcy treści, takich jak reklamy, mogą ulec przeświadczeniu, że zwierzaki promują coś szczerze i bezinteresownie, co odróżnia ich od ludzkich influencerów. A jak jest naprawdę i jak duża jest skala zjawiska "petfluencerów"? Mówi o tym raport z nowego badania.

Zwierzęta gwiazdorzą w internecie, a zarabiają ludzie
Wygląda na to, że nasi włochaci przyjaciele są dość wpływowymi influencerami w internecie. Jak wynika z niedawnego badania opublikowanego w "The Journal of Advertising Research", zwierzęta budzą większe zaufanie niż ludzcy influencerzy w social mediach (SMI). Z tego względu są chętnie wykorzystywanie w kampaniach reklamowych. Zjawisko otrzymało nawet własną nazwę.
Petfluencerzy to zwierzęta domowe, które pojawiają się w materiałach udostępnianych przez ich opiekunów. Niektóre stają się sensacją na TikToku czy Instagramie. Przykłady? Pies Bunny naciskający przycisk, który stał się viralem, kot Nala z 4,5 mln followersów na Instagramie czy kaczka Wrinkle, która pobiegła w maratonie nowojorskim. Oczywiście zwierzaki te nie wiedzą, że są gwiazdami internetu, a ich konta prowadzą ludzie. Czasem robią to tylko dla zabawy i kliknięć, ale wielu też monetyzuje tę popularność w internecie.
Zarabianie na współpracach w social mediach nie jest samo w sobie niczym złym, jednak niektórzy influencerzy promują szkodliwe, niesprawdzone czy przesadnie drogie produkty i usługi. Gdy przy tym schowają się za wizerunkiem słodkiego zwierzaka, mogą osiągać jeszcze lepsze wyniki. Współpraca z agencjami marketingowymi może być bardzo lukratywna. Przykładowo kot Nala ma "wartość netto" szacowaną na 114 milionów dolarów.
Petfluencerzy robią zasięgi. Czemu to się klika?
Naukowcy z uniwersytetów w Louisville, Strathclyde Glasgow i Edynburgu przeprowadzili badanie, w którym sprawdzali, jak petfluencerzy zatrudnieni do promowania marki wpływają na zachowanie i odpowiedzi konsumentów. Wykorzystali oni fikcyjne reklamy masła orzechowego i wina z udziałem ludzkich i zwierzęcych influencerów. Były one wyświetlane na Instagramie przez 4 dni. Jak wyglądały reakcje konsumentów?
Odbiorcy docelowi badania chętniej oglądali reklamy ze zwierzętami niż te z ludzkimi influencerami. Posty z petfluencerami osiągnęły wyższe zasięgi - 18224 widzów, a te z ludźmi - 17613. Te pierwsze osiągnęły też większą wartość zwrotu wydatków na reklamę. Dlaczego zwierzęta wywołują lepsze reakcje?
Zespół naukowców przeprowadził wywiad z 201 osobami, które dokonały interakcji z reklamą. Ustalili oni, że zwierzęta są lepszym nośnikiem komunikatu, a konsumenci bardziej koncentrują się na natychmiastowej przyjemności i satysfakcji. Możliwe, że oglądaniu zwierzaków towarzyszą większe wyrzuty dopaminy i oksytocyny, co może pozytywnie nastrajać do zakupu. Coś podobnego widać też w logach czy materiałach promocyjnych sklepów mięsnych, na których uśmiechnięte zwierzaki sugerują coś zupełnie innego, niż dzieje się w rzeźniach.
Ludzie powoli przestają ufać influencerom
Badanie wykazało, że chociaż liczba sponsorowanych postów z udziałem influencerów w mediach społecznościowych (SMIs) stale rośnie, to zaufanie do nich spada. Naukowcy nazwali to zjawisko "zmęczeniem influencerami". Z tego powodu szukane są nowe sposoby na zaangażowanie konsumentów, takie jak wykorzystanie zwierząt. Ten chwyt marketingowy może pomóc wydusić z klientów jeszcze więcej pieniędzy, ale nie wiadomo, jak długo będzie skuteczna. W końcu to taka sama manipulacja emocjami konsumenta.
"Petfluencerzy oferują wyraźne korzyści w porównaniu z ludzkimi SMIs. Podczas gdy moc przekonywania ludzkich influencerów zwykle wynika z ich wiarygodności lub aspiracyjnego wyglądu, petfluencerzy są postrzegani jako bardziej szczerzy i autentyczni. Ponieważ są to zwierzęta domowe, nie mają ukrytych zamiarów. Nie przychodzą z bagażem skandali, które czasem towarzyszą ludzkim influencerom, co sprawia, że wydają się oni mniej godni zaufania" - pisze w oświadczeniu główna badaczka dr Laura Lavertu, wykładowczyni marketingu z University of Strathclyde.
Jak widać, za słodkimi i niewinnymi zwierzakami w internecie stoi cała machina nakierowana na zysk. To od opiekunów zwierząt zależy, czy wezmą udział w uczciwych kampaniach promujących etyczne produkty i usługi, czy przeciwnie. Warto przy tym pamiętać, że dzisiejszy marketing często gra na emocjach konsumentów, zaszczepia im poczucie gorszości i niedostatku, które mogą zniwelować po zakupie danego produktu. Konsumpcja ma wypełnić pustkę i sprawić, że będziemy piękni i szczęśliwi jak ludzie z reklamy. To złudne poczucie trwa krótko, a potem chcemy więcej.
Ludzie często orientują się, że influencerzy nie są jakimiś bożkami z piedestału, a ludźmi pełnymi wad tak samo jak wszyscy. Mają wysportowane sylwetki, ładne uśmiechy, wygładzoną skórę, operacje plastyczne i grube warstwy makijażu, ale pod nimi żyją normalni ludzie z krwi i kości, zaś pod wymaksowanymi zdjęciami z Instagrama często kryją się osobiste dramaty i skandale. To nie nastraja do zakupów, dlatego marketingowcy używają postaci zwierzęcych, by wywołać w nas pozytywne skojarzenia. Mogą też sięgać po AI. Warto pamiętać, że to nadal legalna psychomanipulacja.
Zobacz również:
Źródło: Lavertu, L., Kulow, K., Cowan, K., & Marder, B. (2025). Petfluencers, the Fur-Mula for Sincere Endorsements: Examining How and When Pets Exhibit Greater Persuasion as Influencers. Journal of Advertising Research, 1-16. https://doi.org/10.1080/00218499.2025.2463707