Musk vs Bezos. Toksyczna rywalizacja czy szansa ludzkości?
Chyba każdy z nas zadzierał kiedyś głowę, podziwiając nocne niebo pełne gwiazd i zastanawiając się, jak tam jest. Bo taka już nasza natura, człowiek od zawsze marzył o podboju kosmosu - lotach do gwiazd, postawieniu stopy na Księżycu, odkrywaniu nowych planet i znalezieniu odpowiedzi na pytanie, czy to naprawdę możliwe, że jesteśmy sami we wszechświecie. A dziś jesteśmy bliżej tego wszystkiego, niż kiedykolwiek wcześniej i czy nam się to podoba, czy też nie, jest to w dużej mierze zasługa kilku bogatych ekscentryków.
Jeszcze do niedawna realizacja misji kosmicznych zarezerwowana była dla wykwalifikowanych specjalistów i wymagała takiego morza gotówki, że nikt poza narodowymi agencjami kosmicznymi nawet o nich nie myślał. No cóż, czasy się zmieniły i chociaż loty w kosmos to wciąż zabawa dla najbogatszych, a przedsięwzięcie jest niezmiennie trudne, czasochłonne i szalenie niebezpieczne, to Elon Musk i jego SpaceX w jakiś sposób sprawili, że wygląda zdecydowanie bardziej przystępnie.
Za sprawą odważnego wejścia na ten rynek sektora prywatnego, odbywamy coraz więcej lotów i pokonujemy kolejne przeszkody, które dotąd wydawały się nie do przejścia. Kto jeszcze kilka lat temu pomyślał, że będziemy korzystać z internetu satelitarnego obsługiwanego przez tysiące jednostek krążących po niskiej orbicie okołoziemskiej? A dziś Starlink jest już dostawcą internetu jak każdy inny - kilka kliknięć na stronie internetowej i kilka dni później mamy w domu zestaw do jego obsługi, pozwalający na dostęp z każdego niemal miejsca na świecie (miałem nawet okazję go osobiście sprawdzić, działa bez zarzutu).
Blue Origin depcze po piętach SpaceX
I chociaż przy większości tego typu osiągnięć z ostatnich lat padają nazwy SpaceX i Falcon (to właśnie ta rakieta odpowiada za połowę lotów kosmicznych w ubiegłym roku!), więc na papierze wygląda to tak, że Elon Musk całkowicie zdominował branżę, to nie należy zapominać o jego największej konkurencji, która ostatnio pokazała swoje możliwości. Jeff Bezos może i odsunął się nieco w cień, ale z pewnością nie odpuścił, a udany czwartkowy start rakiety New Glenn pokazał, że wszyscy będą musieli się z nim liczyć.
Zresztą wystarczy tylko cofnąć się do 2021 roku, kiedy to aż trzy przedsiębiorstwa zorganizowały udane prywatne loty kosmiczne, rozpoczynając erę kosmicznej turystyki, tj. Virgin Galactic, Blue Origin i SpaceX. Ba, na pokładach statków/samolotów kosmicznych dwóch pierwszych znaleźli się nawet ich szefowie i tylko Elon Musk wciąż nie chce oderwać się od ziemi. Podobne plany miało też kilka innych firm, jak choćby Space Adventures, Starchaser, Armadillo Aerospace czy XCOR Aerospace, ale czas zweryfikował ich możliwości - nawet firma Richarda Bransona w międzyczasie zmuszona została zawiesić działalność.
Toksyczna rywalizacja czy szansa na rozwój?
Tymczasem Blue Origin dzielnie się trzyma i podobnie jak SpaceX celuje nie tylko we wspomniane prywatne loty w przestrzeń kosmiczną dla bogatych Kowalskich, ale głównie misje naukowe, nowe stacje kosmiczne i kontrakty wojskowe. I chociaż osiągnięcie orbity zajęło mu 25 lat, to sukces New Glenn zmienił wszystko. Czy oznacza to, że w najbliższym czasie będziemy oglądali „toksyczną męską rywalizację” o miliardy dolarów, które są na stole czy może najbogatsi ludzie tego świata zrobią dla odmiany coś dla ludzkości?
Wydaje się, że zdecydowanie to pierwsze, bo obaj panowie są przede wszystkim biznesmenami, chociaż przy okazji wszyscy możemy coś zyskać. A jak będzie to wyglądać w najbliższej przyszłości? Blue Origin nie ujawniło jeszcze cen swoich lotów, ale jeden z obserwatorów branży, na którego powołuje się "The Economist" w swojej ostatniej publikacji, wspomina o kontrakcie, który oszacował koszt startu na 68 milionów dolarów.
Musk będzie musiał się podzielić
To mniej więcej tyle samo, co Falcon 9, mimo że New Glenn oferuje dwukrotnie większy udźwig, więc można spodziewać się, że Jeff Bezos będzie intensywnie pracował nad odebraniem SpaceX części klientów. A ma już też co najmniej jednego swojego, bo w 2022 roku Blue Origin zdobyło część największego kontraktu na starty w historii - zlecenie zostało przyznane przez Amazona na wystrzelenie ponad 3000 satelitów potrzebnych do realizacji projektu Kuiper, którego celem jest zapewnienie szybkiego dostępu do internetu w dowolnym miejscu na Ziemi.
Skargi akcjonariuszy Amazona doprowadziły ostatecznie do przyznania kilku lotów także SpaceX - o ironio, który będzie dostarczał satelity systemu konkurującego bezpośrednio ze Starlink. I tu dochodzimy do kolejnego poziomu rywalizacji, czyli usług internetu satelitarnego, bo chociaż Bezos i na tym polu ma wyraźnie opóźnienie względem Muska, to jeśli New Glenn zacznie latać regularnie, w ciągu kilku lat przestanie mieć to znaczenie.
Przypomnijmy tylko, że ładunkiem pierwszego lotu New Glenn był statek kosmiczny Blue Ring, czyli kosmiczny holownik zaprojektowany do transportowania satelitów na docelowe orbity, tankowania ich, a nawet pełnienia funkcji platformy obliczeniowej na orbicie – usług, na które Blue Origin liczy, że kiedyś pojawi się duży popyt.
Warto też dodać, że pierwotnie rakieta miała zabrać w podróż dwie marsjańskie sondy, ale pewne opóźnienia w jej rozwoju zmusiły firmę do przeniesienia tego startu na nie wcześniej niż wiosnę tego roku. Firma planuje również budowę prywatnej stacji kosmicznej o nazwie Orbital Reef oraz została poproszona przez NASA o zaprojektowanie załogowego lądownika dla misji księżycowych Artemis.
Mówiąc krótko, jej cele pokrywają się z planami SpaceX, więc rywalizacja jest nieunikniona - co prawda Starship został zaprojektowany, aby przebić wszystkie inne rozwiązania na rynku, zarówno cenowo, jak i możliwościami, ale trochę presji ze strony konkurencji z pewnością Elonowi Muskowi dobrze zrobi. I oby tylko oparł się pokusie "osłabienia" rywala swoimi bliskimi powiązaniami z prezydentem elektem USA Donaldem Trumpem - Jeff Bezos wspomniał o tym głośno, przekonują w wywiadzie z Reutersem, że "nie sądzi, aby szef SpaceX się do tego posunął".
Szansa dla ludzkości
Czas pokaże. Niezależnie jednak od tego wszystkiego wydaje się, że wciąż mówimy o kolejnym ważnym kroku dla ludzkości, bo na obecnym etapie bez udziału Blue Origin czy SpaceX i opracowywanych przez prywatny sektor technologii trudno będzie mówić o eksploracji kosmosu. Gdyby nie odważne pomysły tych technologicznych gigantów, większość z nas nie miałaby szansy nawet pomarzyć o locie w kosmos, a obecnie - drogo, bo drogo - ale jest to możliwe.
Za sprawą internetu satelitarnego mamy też dostęp do sieci wszędzie tam, gdzie dotąd nie było to możliwe, co zmniejsza przepaść technologiczną dzielącą świat. Szukanie życia we wszechświecie, powrót człowieka na Księżyc, wynoszenie satelitów na orbitę okołoziemską czy badanie innych planet?
Wszystko to przyniesie nam odpowiedzi na wiele ważnych pytań, w tym to najważniejsze o początki życia na Ziemi, pozwoli lepiej poznać i chronić naszą planetę, a w razie „problemu ostatecznego” być może ją opuścić. Albo nawet opuścić z własnej woli, bo jak mówił w 2023 roku Jeff Bezos, przeniesienie ludzi i ich przemysłu z Ziemi pozwoliłoby populacji wzrosnąć do biliona ludzi, co oznaczałoby „tysiąc Mozartów i tysiąc Einsteinów”. Kuszące, prawda?