Dlaczego człowiek przestał latać na Księżyc? Odpowiedź jest prosta

Mija 55 lat od pierwszego lądowania człowieka na Księżycu. Od tego momentu ludzie na powierzchni naszego satelity byli jeszcze pięć razy, zawsze w ramach programu Apollo, ostatni raz w 1972 roku. I to pomimo ogromnego postępu technologicznego. Jednak wytłumaczenie, dlaczego człowiek przestał latać na Księżyc, wykracza poza samą naukę.

Astronaut Buzz Aldrin specerujący po powierzchni Księżyca
Astronaut Buzz Aldrin specerujący po powierzchni KsiężycaNASAdomena publiczna
Astronaut Buzz Aldrin specerujący po powierzchni Księżyca
Astronaut Buzz Aldrin specerujący po powierzchni KsiężycaNASAdomena publiczna

Pierwsze lądowanie człowieka na Księżycu był niezwykłym pomnikiem ludzkich ambicji. Wszak miał miejsce 66 lat po tym, gdy bracia Wright oderwali się od Ziemi na pokładzie prototypu samolotu. Wydawało się, że ten szalony pęd rozwoju technologicznego będzie niepohamowanie rósł, zabierając coraz więcej ludzi w kosmos.

No i mamy 55 lat od postawienia pierwszego kroku na Księżycu podczas misji Apollo 11 i prawie 52 od ostatniego, podczas finalnej misji Apollo 17. Dziś duża część świata astronomów pracuje nad powrotem człowieka na Księżyc misją Artemis 1, która zalicza kolejne opóźnienia. Pomimo pojawienia się nowych graczy w podboju kosmosu, żaden z nich nie zbliżył się nawet w małym stopniu do wyczynu z 20 lipca 1969 roku.

Można zadać sobie pytanie, jak to w ogóle możliwe, biorąc pod uwagę faktyczny rozwój zrozumienia kosmosu, jak i technologii. W końcu dziś w laptopie za 1000 złotych są procesory z mocą większą niż te w systemach obliczających trajektorię rakiety Saturn V, która doleciała na Srebrny Glob. Gdzie więc popełniliśmy błąd jako ludzkość? No błędu może nie popełniliśmy. Po prostu lot na Księżyc stał się... niepotrzebny.

Nie dla nauki, tylko dla prestiżu

Podstawową rzeczą, która sprawiła, że człowiek faktycznie doleciał na Księżyc w latach 60., był fakt, że wtedy było to coś nierozerwalnie związanego z międzynarodowym prestiżem i statusem mocarstwowości. To wtedy był szczytowy okres zimnej wojny pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a ZSRR. I to wojny, która wykroczyła poza Ziemię.

Wyścig kosmiczny pomiędzy dwiema potęgami był realnym motorem napędowym do ogromnego wysiłku nad rozwojem astronomii. Nie chodziło w tym o naukę, a o poczucie zwycięstwa nad drugim państwem i zasiania w nim strachu. No bo jeśli wysyłamy rakiety w kosmos, to pokazujemy, że wysłanie ich do Moskwy czy Waszyngtonu jest dla nas dziecinne proste.

Poczucie wśród polityków, że postawienie swojego obywatela na Księżycu to swoiste zwycięstwo nad drugim mocarstwem było najważniejszym powodem, że misja Apollo 11 w ogóle miała miejsce. Oczywiście można zauważyć, że dziś udane misje na Księżyc także stanowią o statusie mocarstwowości i prestiżu. Wystarczy choćby spojrzeć na postrzeganie Chin dzięki ich tempu wysyłania satelitów czy łazików na Księżyc w ostatniej dekadzie. Ale czy na pewno jest to tak szybkie tempo?

Od sławnego przemówienia Johna F. Kennedy'ego o wysłaniu Amerykanina na Księżyc do faktycznego wysłania Amerykanina na Księżyc minęły dwa lata. Nacisk na zdobycie Srebrnego Globu, aby wygrać zimną wojnę w kosmosie, był więc czymś, co ten lot umożliwiło. I to ten nacisk także sprawił, że lot człowieka na Księżyc miał zapewnioną najważniejszą rzecz - fundusze.

Zawsze chodzi o pieniądze

Trywializmem będzie powiedzieć, że loty w kosmos są drogie. Cała misja Artemis, która ma przywrócić człowieka na Księżyc, według szacunków ma kosztować do 2025 roku 93 mld dolarów. U.S. Government Accountability Office, które kontroluje federalne wydatki Stanów Zjednoczonych, twierdzi, że koszty te są za duże, a samo finansowanie — nietransparentne. A takie oceny przy programie Apollo w latach 60. były nie do pomyślenia.

Polityczny nacisk sprawił wtedy, że NASA miała praktycznie nielimitowane pieniądze. W szczytowym okresie przekazywano na nią aż 5% całego PKB Stanów Zjednoczonych. Połowa z tego szła na sam program Apollo. Dla porównania dziś NASA średnio może liczyć na mniej niż ok. 0,5% PKB.

Start statku kosmicznego Saturn V podczas misji Apollo 11
Start statku kosmicznego Saturn V podczas misji Apollo 11NASAWikimedia

Jeszcze lepiej tę dysproporcję obrazują suche liczby. Biorąc pod uwagę inflację, cały program Apollo mający wysłać człowieka na Księżyc, kosztował USA 280 mld dolarów, wliczając w to misje przygotowawcze jak Gemini. I można być pewnym, że jeśli byłoby to wymagane, rząd USA wydałby jeszcze więcej pieniędzy, tylko aby wyprzedzić Rosjan w wysłaniu człowieka na Księżyc.

Dziś ze względu na brak politycznej presji i mniejsze znaczenie ich prestiżu dla państwa, finansowanie misji kosmicznych do takiego stopnia jest niedopuszczalne dla państw, które mają zasoby. Te, które podchodzą do podboju kosmosu jako drogi do statusu mocarstwa jak Indie, nie są jednak w stanie zapewnić takich funduszy. A bez tego, nawet wybitne umysły i zaawansowana technologia nic nie zrobią. Jednak przy pieniądzach jest jeszcze jedna, dość ważna kwestia. Loty na Księżyc zwyczajnie stały się znacznie droższe. A to wynik tego, jak zmieniło się podejście do misji wysłania człowieka na Księżyc.

Inna mentalność

Jak porównaliśmy koszta programu Apollo a programu Artemis, to wypada porównać ich cele. Apollo było tak naprawdę pokazaniem, kto jest lepszy w starciu z sowietami. Efektem były misje, gdzie astronauci faktycznie stawiali kroki na Księżycu, jednak szybko z niego wracali. Przy tym materiał badawczy, jaki zebrano od pierwszego do ostatniego lądowania człowieka na Księżycu, w misji Apollo był niewielki.

Misja Artemis natomiast zakłada spędzenie przez grupę astronautów tygodnia na powierzchni Księżyca. Podczas tego tygodnia będą prowadzić intensywne badania powierzchni naszego satelity, zbierając duże ilości różnego materiału do badań na Ziemi. I przez to, że na Księżycu będą tydzień, potrzebują jedzenia, wody, medykamentów i planu co robić, gdy nagle coś pójdzie nie tak nie tylko podczas lotu, ale np. z systemami podtrzymującymi życie.

Liczba rzeczy, które trzeba wziąć pod uwagę i mogą pójść źle przy misji Artemis, jest znacznie większa niż przy misji Apollo. Jednak nawet wychodząc poza Artemis, bardziej szczegółowe podejście do takiego planowania i uwzględniania nie raz nieoczywistych rzeczy utrudnia realizację lotów na Księżyc. A to ze względu na inne podejście do ryzyka.

Wystarczy sobie przypomnieć, że przed wylądowaniem człowieka na Księżycu w misji Apollo 11, doszło do katastrofy w misji Apollo 1, która zabiła trzech astronautów. Dziś już po tego typu katastrofie, realizacja misji Artemis znalazłaby się pod znakiem zapytania. To wynik faktu, że po spadku priorytetu misji na Księżyc dla politycznej koniunktury, szafowanie życiem ludzkim nie jest już dopuszczalne.

Brzmi to brutalnie, ale faktem jest, że założenia o dotarciu na Księżyc za wszelką cenę charakteryzująca misje Apollo, dawała większe pole do nie raz niebezpiecznych sytuacji. Zwyczajnie bardziej akceptowano śmierć człowieka w kosmosie w kosmicznym wyścigu mocarstw niż dziś dla naukowego postępu. Stąd przy dzisiejszych misjach na Księżyc margines błędu jest znikomy, prowadząc do wydłużania się ich realizacji i zwiększenia kosztów. To oczywiście bardzo dobra wiadomość. Tłumaczy jednak, dlaczego dziś pomimo dostępnych zasobów i wiedzy, trudniej wysłać człowieka na Księżyc niż w latach 60.

Ogromny humanoidalny robot będzie naprawiał linie kolejowe w JaponiiAFP
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas