Pokolenie Z nie szuka już informacji w Google. Komu ufa młodzież?
Dla wielu osób ze starszych pokoleń synonimem słowa "internet" była przeglądarka internetowa albo strona Google. Ostatnio zdarza się, że tak traktowany jest Google Discover w telefonie. A jak korzystają z internetu Zetki? Według najnowszych badań pokolenie Z w dużej mierze odeszło od Google i odkrywa informacje na innych platformach. Jakie są dokładne statystyki i czym grozi ten nowy trend?

Wyszukiwarki do lamusa. Social media przejmują ich funkcje
Trendy korzystania z internetu zmieniały się przez wiele dekad. Wraz z dostępem do nowych narzędzi i łatwością korzystania z nich użytkownicy skupiali się wokół popularnych w danym okresie platform, komunikatorów czy protokołów. Zmieniło się też postrzeganie ludzi korzystających z internetu. Dawniej słowo "internauta" odróżniało osoby, które żyją offline. Dziś z sieci korzysta praktycznie każdy i nie potrzeba w tym celu zasiadać przed domowym, służbowym czy szkolnym komputerem. W tych nowych realiach zmienił się też sposób wyszukiwania informacji.
Wygląda na to, że historia zatoczyła koło i nowe pokolenie wraca do szukania tematów na konkretnych platformach, zamiast korzystać z wyszukiwarki i przechodzić na niezliczone ilości platform. Jak wynika z badania przeprowadzonego przez Reuters Institute, 46% ludzi z pokolenia Z wybiera media społecznościowe zamiast tradycyjnych wyszukiwarek takich jak Google, aby szukać treści w internecie. Ponadto aż 60% osób w wieku 18-24 lat wybiera social media zamiast telewizji czy drukowanych gazet jako główne źródła wiedzy.
Ten trend wiąże się z obserwowanym spadkiem zaufania do tradycyjnych form dziennikarstwa, ale też z tym, że media społecznościowe bardziej rezonują z młodymi ludźmi - ich oczekiwaniami i wartościami. Paradoksalnie inne badania odnotowały słabnące zaufanie do influencerów. Najwyraźniej jednak pokolenie Z wierzy im bardziej niż dziennikarzom czy autorom publikującym w tradycyjnych mediach. Co jeszcze pokazały badania?
TikTok zamiast Google. Skąd pokolenie Z czerpie informacje?
Jak pokazało badanie, duża część Amerykanów z pokolenia Z korzysta z TikToka, YouTube'a i Snapchata, aby wyszukiwać informacje. Platformy te oferują krótkie treści audiowizualne, a ich algorytmy podsuwają zawartość zgodną z preferencjami użytkownika, co może grozić zamknięciem się w bańce informacyjnej. Wyjątek stanowi YouTube, na którym dłuższe filmy mogą faktycznie oferować pogłębione analizy różnych zagadnień i robić to w atrakcyjnej formie, ale przy deficycie uwagi młodych ludzi, do którego przyczyniła się TikTokizacja, wideoeseje nie mogą zbytnio konkurować z shortami.
Google zdaje sobie sprawę z rosnącej konkurencji - nie tylko ze strony social mediów, ale też sztucznej inteligencji. Coraz więcej osób woli pytać ChatGPT zamiast szukać w Google, dlatego firma umieściła własnego agenta AI nad wynikami wyszukiwania. Powstały też inicjatywy wspierające rzetelne dziennikarstwo, takie jak Google News Showcase i Google News Initiative. Nie powstrzymują one jednak exodusu Zetek.
Jak wynika z ankiety Page One Power, 70% Zetek i 65% milenialsów z USA ma sceptyczne nastawienie do informacji czytanych w internecie. Z tego powodu częściej przeprowadzają oni fact-checking, czyli samodzielnie weryfikują dane. Badanie wykazało, że 59% Amerykanów porzuciło jakiegoś wydawcę medialnego po dostrzeżeniu manipulacji czy nieprawdy. W wielu przypadkach wystarczyły tylko 1-2 takie doświadczenia.
Ta sama ankieta wykazała, że już tylko 12% obywateli USA w pełni wierzy wynikom wyszukiwania. W zasadzie trudno się dziwić, skoro na pierwszej stronie Google mogą pojawiać się jednocześnie reklamy, fake newsy, strony naszpikowane bezwartościowym tekstem ułożonym pod SEO czy linki do fałszywych aplikacji. Wiele osób jest wyczulonych na fakt, że linki sponsorowane mieszają się z wynikami organicznymi. Poruszanie się po tym śmietniku nie wydaje się więc tak atrakcyjne.
Telewizja kłamie. A influencerzy i AI?
Sztuczna inteligencja w Google bywa też postrzegana ambiwalentnie. Z jednej strony wiele osób narzeka, że w wynikach wyszukiwania pojawia się za dużo stron z tekstami generowanymi przez boty AI (mówi o tym teoria martwego internetu, według której zdecydowaną większość treści w internecie tworzy AI), a z drugiej - rośnie popularność ChatuGPT i innych czatbotów jako źródeł informacji. Wiadomo jednak, że sztuczna inteligencja może powielać fake newsy czy zmyślone terminy naukowe. Nie zawsze radzi sobie ona z weryfikacją prawdziwości danych.
Generatywna sztuczna inteligencja jest już na tak wysokim poziomie, że często nie można odróżnić tekstu napisanego przez AI od tego, którego autorem jest człowiek. Niedawne badanie skuteczności narzędzia GPTZero wykazało, że wykrywa ono zaledwie 7,3% treści wygenerowanych przez ChatGPT. Trudno się więc dziwić, że tyle osób ma sceptyczne nastawienie do słowa pisanego. A gdy na ekranie przemawia influencer albo youtuber - wydają się oni bardziej wiarygodni. Może to być jednak pułapka o takim samym znaczeniu, jak niegdyś zaufanie ludzi do prezenterów telewizyjnych, pisarzy czy dziennikarzy prasowych. Wszyscy autorzy treści mogą być sponsorowani (niektórzy ten fakt ukrywają, a inni zgodnie z prawem mówią o współpracy) albo realizować własne programy ideologiczne. Nie ma różnicy, na jakiej działają platformie.
Mimo wszystko badania pokazują, że 46% osób z generacji Z swoje zaufanie kieruje do influencerów i content creatorów. Uważają ich za bardziej autentycznych, doświadczonych w konkretnych tematach, ale też dających wrażenie bliskości. Influencerzy są bardziej interaktywni od tradycyjnych dziennikarzy czy prezenterów z czasów, gdy ci nie prowadzili jeszcze kont w social mediach. Z influencerem można nawiązywać bezpośredni kontakt w komentarzach, a nierzadko też w wiadomościach prywatnych i na streamach. To potrafi wzbudzić zaufanie, ale i tak ta autentyczność może być iluzją.
Twórcy treści w social mediach nierzadko wykonują swoją pracę za darmo - albo przynajmniej starają się tworzyć takie wrażenie. Nigdy nie wiemy, kto naprawdę za nimi stoi i jaką agendę realizuje. Może się wydawać, że na TikToku czy Instagramie ktoś prezentuje obiektywne fakty, gdy w rzeczywistości są to informacje naciągane pod konkretną tezę. Ludzie już dawno zdali sobie sprawę, że ten problem dotyka telewizji, radia, prasy i książek. Internet ma jednak przewagę - wiarygodność informacji możemy sprawdzać osobiście, natychmiast, korzystając z wielu różnych źródeł. I warto to robić.