Samoloty FA-50 dla Polski: "Mogą być dla nas problemem" [WYWIAD]
W ciągu ostatnich lat rozwój polskich Sił Powietrznych znacznie przyspieszył. Oficjalnie nasi piloci mają latać w coraz lepszych maszynach, zastępując poradzieckie konstrukcje. Jednak niektóre działania w rozwoju polskiego lotnictwa wzbudzają kontrowersje. Z samolotami FA-50 możemy mieć duży problem i po prostu nie rozumiem ich pozyskania — twierdzi płk Krystian Zięć, w trzeciej odsłonie serii rozmów z Geekweekiem. W niej tłumaczy też, jakie rodzaje samolotów tworzą bojową część nowoczesnych Sił Powietrznych, dlaczego Polska w najbliższym czasie powinna myśleć o pozbyciu się F-16 i jakie ograniczenia mogą być piętą achillesową naszych F-35.
Pułkownik rezerwy Krystian Zięć to jeden z pierwszych polskich pilotów-instruktorów F-16, współtwórca systemu szkolenia na te myśliwce w Polsce i obecnie ekspert Fundacji Alioth, zajmującej się zwiększaniem świadomości społecznej nt. bezpieczeństwa. W specjalnej serii dla Geekweeka rozkłada na czynniki pierwsze nurtujące kwestie trwającego rozwoju polskich Sił Powietrznych. To rozmowy nie tylko o samych samolotach. To pokazanie szans, wyzwań i zagrożeń, jakie wiążą się z rozwojem lotnictwa, które wpływają nie tylko na obronność, ale i nasze codzienne życie.
***
Skupmy się na aktualnym sprzęcie w modernizacji naszego lotnictwa. Mamy 48 myśliwców F-16, zakupiliśmy 32 myśliwce F-35 oraz 48 koreańskich FA-50. Jakie znaczenie ma każda z tych maszyn dla polskich Sił Powietrznych?
Zacznijmy od podstaw. Siły Powietrzne służą pozyskiwaniu pewnych zdolności, które razem z innymi zdolnościami wojskowymi na ziemi i morzu będą tworzyły skuteczny koktajl. Koktajl, który nazywa się zintegrowany system obrony powietrznej. Ten system może sprawić, że w Polsce nie będzie wojny. Nie będzie, bo nikomu nie będzie się opłacało z nami walczyć.
I stawiam taką tezę, na bazie moich doświadczeń pilota różnych wersji myśliwca MiG-21 i różnych wersji F-16, że my dziś w Polsce powinniśmy mieć trzy typy samolotów dających trzy typy zdolności. Platforma, czyli same samoloty, to kwestia drugorzędna. Pierwsze są zdolności wywalczenia i utrzymania przewagi.
Czyli maszyny popularnie określane jako samoloty przewagi powietrznej...
Zgadza się. Samoloty dysponujące dużym nadmiarem energii kinetycznej, często dwusilnikowe, które mogą operować na bardzo dużych wysokościach, gdzie mają przewagę nad wieloma innymi samolotami. Tu mamy takie maszyny jak F-22, F-15 czy Eurofighter Typhoon. Potrzebujemy takich samolotów, aby wymiatać zagrożenie z nieba. Tu od razu należy postawić na samolot, w którego dostawach jest duża szansa na udział naszej gospodarki.
Drugi rodzaj to samoloty wielozadaniowe, operujące na średniej wysokość. Tu mówimy o już pozyskanych przez nas F-16 i F-35. I na dobrą sprawę nam niekoniecznie takie samoloty są potrzebne, ale jak już je mamy, to powinniśmy je utrzymać.
A dlaczego nie są nam potrzebne? Przyjęło się, że takie samoloty wielozadaniowe to cenione konstrukcje.
F-16 nigdy by nie powstał jako tak rozwinięty samolot wielozadaniowy, gdyby nie koniec Zimnej Wojny. Dlatego że po niej, gdy Stany Zjednoczone przez pewien czas miały status hegemona, to wystarczył im jeden samolot uniwersalny do wszystkiego. To było rozsądne, aby rozwijać taki samolot, który będzie mógł do pewnego stopnia ogarnąć walkę powietrzną i bliskie wsparcie naziemne.
Jednak tutaj historia zrobiła nam psikusa, bo nagle z wojen asymetrycznych przeszliśmy znowu w epokę wojen symetrycznych. Znowu bardzo mocno potrzebujemy pewnych zdolności, bo te zdolności się pojawiają u Rosjan czy u Chińczyków. W związku z tym my musimy budować te zdolności konkretnie wyspecjalizowane jak maszyny tylko do przewagi powietrznej czy tylko do wsparcia lądowego.
Ale jak zaznaczyłem, skoro już mamy samoloty wielozadaniowe, to powinniśmy je utrzymać. Choć F-35 to nie samolot wielozadaniowy jak F-16. To też samolot przełamywania wrogiej obrony powietrznej. Ze względu na to, że ma właściwości stealth, generalnie dobrze sprawdza się w kontekście niszczenia systemów obrony powietrznej. Więc według mnie w następnych latach my już nie będziemy potrzebowali samolotu F-16.
F-35 może wyprzeć F-16 w naszych Siłach Powietrznych?
Ja bym osobiście pozbył się całej floty F-16 i postawił na F-35. Na początku w tej liczbie, jaką mamy zamówioną na dziś. Nawet nie szedłbym w modernizację F-16. Zachowane w ten sposób środki przekazał na inne zdolności. Wiadomo, że budowanie pełnej operacyjności systemu F-35 potrwa co najmniej 6 lat. W związku z tym samolot F-16 jeszcze przez kilka lat mógłby u nas latać, a potem można ten samolot bardzo dobrze spieniężyć. Wtedy w kwestii samolotów wielozadaniowych moglibyśmy postawić tylko na F-35 jak Brytyjczycy, Niemcy czy Włosi.
No dobrze, mamy samoloty dużej i średniej wysokości. Gdzie w tym FA-50?
W ostatniej zdolności, jaką jest samolot niskiej wysokości, którego celem jest wspieranie armii na lądzie i morzu. Samolot który pomoże żołnierzom czy marynarzom w osiągnięciu taktycznych sukcesów. Samolot tani i w dużej liczbie. Taki samolot nie musi być naddźwiękowy i nie musi mieć osiągów jak F-16. On potrzebuje dobrych parametrów związanych z aerodynamiką oraz niezawodnością. I na tych poziomach FA-50 faktycznie spełnia swoje role w nowoczesnych polskich siłach zbrojnych. Jest z nim jednak duży problem.
Jaki?
Bo ze względu na taniość i liczbę tego typu samolotów, powinny one być nie tylko zintegrowane wojskowo, ale też i gospodarczo. Czyli od początku musi istnieć ogromna ingerencja krajowego przemysłu w dostarczenie takich samolotów do naszego lotnictwa. Nie tylko części czy komponentów produkowanych w Polsce we współpracy z pierwotnym producentem, ale i nawet produkcja całych samolotów.
No i spójrzmy, jak to teraz wygląda w przypadku FA-50. Producent w Korei, na drugim końcu świata, co już rodzi problemy logistyczne. Korea też nie jest w NATO, więc dochodzi jeszcze integracja z naszymi natowskimi systemami. Co jednak ważniejsze, FA-50, które teraz dostaliśmy, mają na ten moment zerowe możliwości integracji najnowszego inteligentnego uzbrojenia. Mówię tu o 12 FA-50GF, które już dostarczono do polskich Sił Powietrznych.
Bo wiadomo, że reszta z zakupionej floty to FA-50PL, czyli ta spolonizowana modyfikacja najnowszej wersji Block 20 projektu Koreańczyków. Ta, która już ma być zintegrowana z najnowszym uzbrojeniem. Ma być, bo jeszcze nawet nie istnieje.
To prawda. De facto w 2022 kupiliśmy samolot, który Koreańczycy dalej projektują i na ten moment sami nie bierzemy udziału w tym projektowaniu.
Generalnie finansujemy Koreańczykom rozwój ich technologii, którą oni będą chcieli konkurować na świecie. Z mojego punktu widzenia jest bardzo duży znak zapytania, czy czasem z takim FA-50PL nie będzie dużych problemów. Z tego, co wiemy, to ma być to taki mini F-16. Jednak w lotnictwie istnieje takie przeświadczenie, że każdy może zrobić płatowiec, niektórzy potrafią zrobić silnik, a tylko nieliczni umieją zrobić systemy i awionikę. Poziom ambicji Koreańczyków jest tu niezwykle wysoki, jeśli sami chcą integrować FA-50 z najnowszymi systemami uzbrojenia. Wydaje mi się, że mogą mieć komplikacje, z którymi my musimy się liczyć.
Więc to jest swoisty moment, żeby po prostu podejmować, wydaje mi się bardzo odważne decyzje. Tak, żeby polski podatnik nie był częścią dużych wydatków, z zerowym lub nikłym udziałem polskiego przemysłu i myśli technicznej. Jeżeli tych decyzji nie podejmiemy, to żeby było jasne, procesów innowacyjnych w Polsce w tym zakresie nie będzie, bo my potrzebujemy ogromnych pieniędzy, żeby te procesy innowacyjne w Polsce utworzyć.
Mówiąc odważne decyzje, ma Pan na myśli nawet opcję zerwania kontraktu na pozostałe 36 FA-50PL?
Ja tego nie powiedziałem. Pan podniósł tę kwestię. Dla mnie po prostu decyzja w kwestii FA-50 jest bardzo niezrozumiała, szczególnie że w Polsce już jest zintegrowana i znacznie bliższa konstrukcja, która po modyfikacjach mogłaby pełnić rolę takiego samolotu niskiej wysokości, czyli M-346.
Czyli uważa Pan, że znacznie lepiej było pójść w kooperację z Włochami?
Jeżeli od kilku lat mamy zintegrowany samolot tutaj w Polsce, to warto już postawić na jego produkcję w dużych liczbach nie tylko dla Polaków, ale też dla zagranicznych klientów. Od razu powiedzieć Włochom bierzemy ten wasz samolot, ale robimy produkcję u siebie i nasza linia produkcyjna działa też na wasz eksport. W ten sposób my stajemy się drugim hubem produkcyjnym dla tych samolotów, których możemy mieć nawet i 100. I pieniądze także wracają do nas, bo ingerujemy własny przemysł.
Ostatecznie zapewniamy sobie najważniejsze zdolności, mając trzy samoloty. Z tego przynajmniej jeden jest zintegrowany pod kątem gospodarczym. Jednak wybrano FA-50 w aktualnej formie zamówień i nie ma co się dziwić, że ta decyzja jest tak kontrowersyjna. Wielu ludzi zajmujących się analizą sił powietrznych na świecie zastanawiało się, skąd ona się w ogóle wzięła.
Oficjalnie tłumaczyło się to potrzebą jak najszybszego dostarczenia nowych samolotów do Polski, ze względu na wybuch wojny za naszą granicą. Zaniedbaliśmy przez lata modernizacje lotnictwa i gdy nagle poczuliśmy zagrożenia, to "na zaś" potrzeba było maszyn. I wybór FA-50 miał być najszybszym rozwiązaniem.
Chciałbym w to wierzyć, naprawdę. Bo generalnie, jeśli nawet potrzebowaliśmy maszyn na tu i teraz, to mogliśmy porozmawiać z kilkoma producentami, którzy mogliby dać lepsze warunki. My naprawdę przy samolocie niskiej wysokości potrzebujemy maszyny taniej i produkowanej w Polsce. Ten samolot będzie przeznaczony do realizacji intensywnych operacji wsparcia, co wymaga niezwykle dobrze rozplanowanej bazy komponentów. Montaż finalny i transfer technologii w przypadku takiego samolotu musi być w Polsce.
Jeszcze ważna jest rola szkoleniowa w przypadku takiego samolotu niskiej wysokości, prawda?
Tak i taką rolę pełni FA-50, ale też właśnie wielokrotnie wspominany przeze mnie M-346. W Polsce jest to pozytywnie odbierana konstrukcja. Oczywiście tutaj były problemy wieku dziecięcego, które uwidoczniły się u nas. Ale teraz ten system jest naprawdę bardzo dobrze zestrojony i co ważne mamy z nim doświadczenie. Więc wejście w całkowicie inny samolot podobnej klasy to w mojej ocenie kuriozalna decyzja.
Chciałbym nawiązać do tego, co powiedział Pan w kwestii kupowania samolotów, które nie istnieją. No bo jeżeli się o tym mówi to głównie w kwestii FA-50PL, a przecież mamy podobną sytuację z F-35. Kupiliśmy najnowszą wersję z oprogramowaniem TR-3 w 2020 roku. Wtedy gdy była jeszcze planowana. A teraz Amerykanie mają problemy z TR-3 i musieli zubożyć to oprogramowanie do momentu rozwiązania problemów.
Cóż, proces zakupu F-35 przez Polskę, to generalnie jest przykład jak nie robić negocjacji. Szwajcarzy przez kilka lat prowadzili proces zakupowy tego myśliwca, zanim się na niego zgodzili. I pewnie wynegocjowali sobie lepsze warunki. My negocjowaliśmy z Ameryką w taki sposób, że pojechał ktoś do Stanów i od razu powiedział, kupujemy. I jak w takiej sytuacji można prowadzić negocjacje? W każdym razie chciałbym, żeby samolot F-35 jak już wyląduje w Polsce, to żeby nie był wykorzystywany jak F-16. Bo wtedy nie uzasadniałoby to tak dużych wydatków.
To chyba logiczne. Jak chce się latać jak na F-16 to kupuje się F-16...
Tu chodzi o uzmysłowienie sobie ograniczeń, jakie może mieć F-35. Na dobrą sprawę przewaga w postaci fizycznego stealth już jest niwelowana z bardzo wielu względów. Chodzi o to, że ta technologia sprawiła, iż wiele państw zaczęło opracowywać narzędzia mające ją skontrować. I są one coraz skuteczniejsze.
Wiadomo, że większość rosyjskich samolotów jest wyposażona w sensory naprowadzania na podczerwień. Już na wysokości lekko ponad 10 kilometrów kończą się chmury, w których F-35 może chować swoją sygnaturę cieplną. Oczywiście F-35 zmniejsza ją dzięki zastosowaniu zaawansowanej technologii. Ale fizyki się nie oszuka i po prostu pęd powietrza oraz tarcie powodują wzrost temperatury. A to zwiększa widoczność tej sygnatury.
Są też radary operujące na falach z większą długością. Więc pamiętać należy, że jak F-35 ma swoje mocne strony dla naszego lotnictwa, to nie jest on niezwyciężony. Plus każdy samolot z fizycznym stealth jest niezwykle kosztowny w eksploatacji. Myślę, że bardzo szybko przekonamy się o tym, że te 32 samoloty F-35 będą zjadały dużą część budżetu polskich sił zbrojnych.
Skoro jednak F-35 jest na drodze do bycia jednym z podstawowych myśliwców NATO, to można założyć, że stale będzie rozwijany. I w tym mogą brać udział różne państwa. Może to jest właśnie szansa dla nas, że biorąc udział w takim wyścigu zbrojeń z naszymi F-35, rozwijać jakąś swoją niszę technologiczną?
Zgadzam się. Dlatego właśnie myślę, że ostatecznie lepszym rozwiązaniem jest myśleć już nad pozbyciem się F-16 i skupić się na F-35. Skupić się na zbudowaniu bazy przemysłowej i technologicznej w oparciu o duże wydatki, które realizujemy lub możemy realizować np. samolot przewagi powietrznej. Te bazy technologiczne możemy zbudować w kontekście działań partnerskich z producentami właśnie tych samolotów, które potencjalnie mogą być do nas dostarczone. Tylko tu jak już rozmawialiśmy - warunek, że ingerujemy swój przemysł. Jak zbudujemy wspólnie taką bazę technologiczną, to absolutnie możemy wtedy brać udział w modyfikacjach samolotu F-35. To jedna z szans, jaka nam została.