Paralotniarz wleciał do strefy śmierci. Chmura zassała go z powierzchni ziemi
Paralotniarz testował sprzęt na ziemi, aż nagle niebo dosłownie go zassało. 55-latek wzniósł się na niebezpieczną wysokość znaną jako "strefa śmierci". Doszło tu do zjawiska zasysania chmur, które jest prawdziwą zmorą w paralotniarstwie. Nieszczęśnik został uwięziony w chmurze, a wszystko wokół stało się białe. Teraz możemy to zobaczyć na nagraniu.

Spis treści:
Chmura porwała paralotniarza z ziemi. Wleciał w strefę śmierci
Peng Yujiang wybrał się niedawno na testy sprzętu. Wszystko miało odbywać się na ziemi, na wysokości 3000 m, jednak doszło do niespodziewanej sytuacji. "Właśnie kupiłem uprząż do paralotni z drugiej ręki i chciałem ją przetestować, więc przeprowadziłem potrząsanie spadochronem na ziemi. Po chwili wiatr nagle się rozhulał i wzniósł mnie w powietrze. Próbowałem wylądować tak szybko, jak to możliwe, ale nie mogłem. Unosiłem się wyżej i wyżej, aż trafiłem do wnętrza chmury" - opowiada chiński paralotniarz.
Do sytuacji doszło 24 maja w górach Qilian Shan. 55-latek został dosłownie porwany przez chmury. Prąd powietrza uniósł go na wysokość około 8473 metrów n.p.m., czyli zaledwie 376 m niżej niż szczyt Mount Everest. To niezwykle niebezpieczna dla zdrowia wysokość, na której występują problemy z oddychaniem z powodu rozrzedzonego powietrza. Na takiej wysokości himalaiści używają już zwykle aparatów tlenowych. Temperatura spada zaś nawet do -40°C, co grozi odmrożeniem. Nic więc dziwnego, że mówi się o tym "strefa śmierci".
"Zostałem otoczony przez cumulonimbusy i uwięziony wewnątrz. Byłem przerażony - wszystko wokół mnie było białe. Bez kompasu nie wiedziałem, w którą stronę się kieruję. Myślałem, że lecę prosto, ale w rzeczywistości wirowałem" - mówi ocalały. Jak w ogóle do tego doszło?
Zasysanie chmur. Tego boją się piloci paralotni
To zjawisko znane jest w paralotniarstwie jako zasysanie chmur (ang. cloud suck). Dochodzi do niego czasem poniżej niektórych formacji chmur. Pod ich podstawą wzniecają się prądy termiczne, które porywają i unoszą pilotów. Nawet ci najbardziej doświadczeni nie potrafią się wydostać, a niektórzy tracą przytomność i mogą tak szybować przez kilkadziesiąt minut. W nieco lepszej sytuacji są piloci szybowców, którym czasem udaje się uciec przed niebezpiecznymi prądami.
Do "strefy śmierci" trafiła też przez przypadek Ewa Wiśniewska-Cieślewicz, która na treningu w 2007 roku została wciągnięta przez cumulonimbusa (chmurę kłębiastą deszczową) na wysokość 9946 metrów. Lot trwał 3,5 godziny, a urodzona w Polsce paralotniarka straciła przytomność z powodu niedotlenienia. Odzyskała ją po 30-60 minutach i ostatecznie wylądowała - choć nadal pokryta lodem.
Innych też wciągnęły chmury. Bywa, że paralotniarze tam giną
Inni mieli mniej szczęścia. 42-letnia He Zhongpin z Chin oraz 66-letni Paolo Antoniazzi z Włoch zginęli wciągnięci w burzę. Tego pierwszego poraził piorun. Peng Yujiang na szczęście przeżył, choć jeszcze się z tego nie otrząsnął. Nadal czuje mrowienie w twarzy i rękach, a początkowo jego ciało było dość opuchnięte, najpewniej z powodu odmrożenia.
Paralotniarz twierdzi, że mógł na jakiś czas stracić przytomność podczas lotu z powodu niedoboru tlenu. Wylądował bowiem 30 km od miejsca, z którego wystartował. Teraz zamierza na jakiś czas zrobić sobie przerwę od hobby... a właściwie to musi, bo otrzymał zakaz na pół roku. Chińskie prawo nakazuje zgłaszać uprzednio wszystkie loty. A że ten był nieplanowany - to już szczegół.
Zobacz również:
- Deszcz nawalny to oberwanie chmury. Kiedy ulewa staje się kataklizmem?
- Chmura, która zawsze pojawia się w tym samym miejscu. Zbadała ją NASA
- Paralotnia - poczuj się jak ptak
- Burza, deszcz, grad, śnieg. Jakie chmury zwiastują złą pogodę?
- Paralotniarz zauważył coś dziwnego na szczycie Wielkiej Piramidy w Gizie